Maria Pakulnis o swojej rodzinie mówiła w felietonie dla "Faktu" w 2016 roku. "Stryja zastrzelono w Katyniu, a ojciec musiał ujawnić się władzom, by ratować dziadka przed więzieniem. Sam za polityczną przeszłość został zesłany do ciężkiego obozu do Workuty. Wrócił stamtąd pokiereszowany mentalnie i fizycznie, ale nigdy o tym nie opowiadał. Mieszkaliśmy na Mazurach. Często zmagaliśmy się z głodem" - pisała. Aktorka przyznaje, że rodzice nie zapewnili jej poczucia bezpieczeństwa, w domu zawsze panowała ciężka, ponura atmosfera.
Maria Pakulnis w rozmowie z magazynem "Pani" przyznała, że "nie lubiła rodziców". Miała poczucie, że matka była ciągle w wymagającym opieki stanie psychicznym, a ojca traumatyczne doświadczenia wojenne doprowadziły do problemów z alkoholem.
[Matkę - przyp. red.] widziałam zawsze smutną, bez chęci do życia, jakby tkwiła w jakiejś głębokiej depresji. Nie była ciepła, nigdy nas nie przytulała. Niczego nam nie czytała, nie opowiadała... Ojciec pracował w mleczarni. Był po tym łagrze przetrącony psychicznie. Sporo pił (...). Ja moich rodziców nie lubiłam.
Pakulnis postawiła sobie za cel stworzenie synowi, dziś 33-letniemu Janowi (ze związku ze zmarłym w 2008 roku reżyserem Krzysztofem Zaleskim) domu, którego sama nie miała. Pełnego miłości i ciepła.
Kiedy miałam urodzić Jaśka, strasznie się bałam, czy będę umiała kochać. Modliłam się, żeby to się we mnie obudziło. Jako dziecko nie czułam się kochana, więc nie wiedziałam, jak zareaguję. Ale kiedy w końcu popatrzył na mnie, ta miłość wydała mi się oszałamiająca.
Nawet w ciągłym biegu aktorka znajdowała czas dla spragnionego czułości syna. Więcej o tym mówi w wywiadzie z Angeliką Swobodą dla Gazeta.pl.
Gdy późno wracałam do domu ze spektaklu, jeszcze w charakteryzacji przychodziłam do synka do pokoju, żeby go pogłaskać po główce. On otwierał wtedy oko i mówił: "Tak na chwilkę połóż się koło mnie, opowiedz mi coś". Więc mu opowiadałam jakąś moją historię z dzieciństwa, a on się do mnie przytulał i zasypiał.
To nie pierwszy raz, gdy Pakulnis opowiada o rodzinie i dzieciństwie. Tak wspominała okres młodości w wywiadzie dla magazynu "Claudia".
Zawsze czułam się gorsza, z tzw. ostatniej ławki. W domu było biednie. Nosiłam pocerowany fartuszek, kanapkę do szkoły dostawałam nie taką, jakie przynosiły koleżanki, nie jadłam obiadów w szkolnej stołówce, zawsze byłam gdzieś z boku. To budziło sprzeciw, pytania. Nie wiedziałam, dlaczego tak jest. Mimo wewnętrznej dumy, świadomości swoich korzeni nie miałam poczucia, że ktoś za mną stoi, ktoś obroni, powie ciepłe słowo. Towarzyszyło mi rozdygotanie, lęk.
Więcej o życiorysie Marii Pakulnis przeczytacie w tekście Natalii Jeziorek.