Magda Gessler w "Kuchennych rewolucjach" tym razem borykała się z przerażającym, by nie powiedzieć schizoidalnym wnętrzem lokalu "Mauritiana". Jego nazwa miała nawiązywać do ślimaka. Właściciel chciał, by tak samo było wnętrzem, ale coś poszło nie tak - kolor ścian przypominał bardziej ludzkie wnętrzności niż ślimaka. Efekt, jak możemy się domyślić, był porażający. Magdzie Gessler zdecydowanie tu się nie spodobało:
Właściciel, 26-letni Artur, nie napracował się dużo, by otrzymać lokal - rodzice mu go podarowali. Może dlatego, dał ponieść się fantazji, przy jego wymyślaniu. Sam twierdził jednak, że wcale nie dostał go w prezencie. Wnętrze jest zatrważające, ale nie lepiej jest z kartą dań. W "Mauritiani" znajdującej się w sercu Podhala, na próżno szukać góralskich smakołyków. Zamiast tego... swojski schabowy i pierś z kurczaka. Gessler nie byłaby jednak sobą, gdyby z karty dań nie zamówiła najbardziej wymyślnych potraw. Na pierwszy ogień poszła więc kaczka. Żona, właściciela, która odpowiadała za gotowanie, miała nietęgą minę.
X-news
O dziwo jednak, Gessler tak bardzo nie wybrzydzała:
Podobno do odważnych świat należy. W tej góralskiej chacie o nazwie ślimaka można zjeść więc... danie po chińsku. A co tam dokładnie się znajduje? Tego nie wiedział nawet sam właściciel.
Chyba z miernym skutkiem. Restauratorkę dosłownie zemdliło.
X-news
Danie chińskie jednak nie nadchodziło. Przeszkodą okazała się ryż, który jak na złość nie chciał się ugotować. Tego już było za wiele. Gessler nie dotrwała do chińszczyzny. Wnętrze przypominające ludzkie wnętrzności dosłownie ją przytłoczyło.
Gessler opuściła restaurację. Następnego dnia znów do niej zawitała, ale tym razem weszła tylnym wejściem, by oszczędzić sobie przykrego widoku. W kuchni zastała matkę i żonę właściciela gotujące obiad dla siebie, bo gości, jak nie było, tak nie ma. To była doskonała okazja, by splądrować kuchnię i zawartość spiżarni. To, co tam znalazła, też nie spodobało się kreatorce smaku.
X-news
Restauratorce trafił się jednak ambitny przeciwnik. Właściciel lokalu sam przyznał, że do gotowania to on głowy nie ma. Jako, że na lokal trzeba było jakoś zarobić, zaczął w nim organizować koncerty i wieczory karaoke. Nie spodobało mu się, że w programie jest oceniany.
Gessler postanowiła dać szansę i przekonać się, czy w tym lokalu ktoś w ogóle umie gotować. Dlatego rozkazała, by każdy zrobił knedle ze śliwkami. W tej konkurencji najlepiej wypadła żona właściciela.
Półproduktu, który zaserwował jej Artur, nie odważyła się nawet wziąć do ust. W lokalu na równi z właścicielem rządziła jego matka. Gessler wzięła ją na spytki. Okazało, się, że nie ma ona nic naprzeciwko temu, by lokalem zajęła się synowa. Teraz, kiedy dostała błogosławieństwo od teściowej, Gessler miała już plan na rewolucję.
To, co na pierwszy rzut okaz wymaga zmian, to oczywiście kolor ścian. Gessler zdecydowała się pomalować je na biało, by dać swoistą carte blanche restauracji.
Siedzenia zostaną zaś pokryte białym futrem. Jeśli chodzi o menu, to możemy liczyć na ukłon w stronę tradycyjnej podhalańskiej kuchni, specjalnością lokalu mają stać się kluski z baranią kiełbasą. Gessler zdecydowała się, by nie odżegnywać się zupełnie od - bądź co bądź - wybujałej wyobraźni właściciela, dlatego restauracja otrzyma nazwę - Absynt.
X-news
To jeszcze nie wszystko. Restauratorka stwierdziła, że naprawy wymaga też nastawienie młodego właściciela, który, jak stwierdziła, otrzymał od rodziców samochód w formie restauracji, ale nie zrobił na niego prawa jazdy. Naukę prowadzenia lokalu zaczęła więc od podstaw. Zaprowadziła Artura i jego żonę do konkurencyjnej restauracji. Jako że Artur nie znał się na kuchni, w udziale przypadło mu sprzątanie stołów. Taki upadek z roli szefa zdecydowanie nie przypadł mu do gustu:
Konflikt z Gessler wisiał w powietrzu. W końcu doszło do ostrej wymiany zdań.
Mężczyzna szedł jednak w zaparte.
Właściciel nie zamierzał jednak przyznać jej racji.
X-news
Nowy dzień przyniósł jednak zmianę nastawienia. Właściciel wszystko sobie przemyślał i... przeprosił Magdę Gessler!
Wyglądało na to, że wziął sobie rady Magdy Gessler do serca:
Kiedy na pokładzie zapanowała zgoda, nadeszła pora na działanie. Na uroczystym obiedzie mają być podane pieczone łopatki z kopytkami, a na deser domowe lody orzechowe. Właściciel przestał wreszcie unikać kuchni. Magda Gessler wykorzystała jego zaangażowanie. Znając zdolności właściciela do czarowania, w miasto do częstowania mieszkańców wysłała jego rodzeństwo, po to, żeby kanapki z buncem same się obroniły. Na kolacji, goście zastali zupełnie odmienioną restaurację. Dawna "Mauritiana" budziła niestrawne skojarzenia. Okropne ściany teraz pokryte bielą, przypominały bardziej górską grotę. Goście byli pod wrażeniem:
X-news
Zupa i kiełbasa przypadły gościom do gustu. Teraz wszyscy czekali tylko na pieczone łopatki. Tu pojawił się problem - w restauracji nie było miejsca, by je upiec, dlatego zaniesiono je do sąsiada. Ten niestety zrobił właścicielom niedźwiedzia przysługę - niemiłosiernie wysuszył mięso.
Trzeba więc było szybko ratować sytuację i podjąć decyzję: podawać danie, czy nie?
Zamiast łopatek, podano więc deser: lody z owczym serem, buncem. Ten oryginalny smakołyk wynagrodził gościom brak popisowego dania. W tej rewolucji egzamin zdał przede wszystkim właściciel i jego żona, która została szefem kuchni. Sprawdzianowi zostało poddane także uczucie między małżonkami. Dzięki rewolucji, jeszcze bardziej się wzmocniło:
Można by rzec, idylla. Czy restauracja "Absynt" utrzyma poziom?
Gessler ponownie odwiedziła lokal po 6 tygodniach. Na początek pozytywnie się zaskoczyła: w menu jest pieczona łopatka, która nie wyszła na uroczystej kolacji. Restauratorka oczywiście ją zamówiła. Jak wyszła?
Jeszcze lepiej było z deserem: połączenie lodów z góralskim serem jest z pewnością wyjątkowe.
Gessler przeszła samą siebie, przyznała, że wreszcie znalazł się ktoś, kto przerósł mistrza.
Wygląda na to, że do Absyntu rzeczywiście warto się wybrać. Tym bardziej, że nie straszy już "mięsnym' wnętrzem.