22-letnia Amanda Gryce z Florydy miewa kilkadziesiąt orgazmów dziennie.
Amanda nie jest jednak nimfomanką, lecz choruje na syndrom trwałego pobudzenia seksualnego. Orgazm może wywołać u niej wszystko: muzyka, jazda samochodem, a nawet dźwięk dzwonka telefonu komórkowego. I może jej się przydarzyć dosłownie wszędzie. Gdy spotyka się z przyjaciółmi, w miejscach publicznych, a nawet w sklepie z produktami dla dzieci, w którym pracuje jako pomoc sprzedawcy.
Po raz pierwszy choroba zaatakowała, gdy miała osiem lat, w szkolnej klasie. Dziewczynka chodziła do katolickiej szkółki niedzielnej i tam wpojono jej, że "nieczyste myśli" i masturbacja są grzechem. Dlatego bała się komukolwiek powiedzieć o swojej przypadłości.
To, że nie jest "nimfomanką" zrozumiała dopiero mając 17 lat. W radiu trafiła na audycję w której eksperci mówili o tej rzadkiej chorobie. Wtedy tez postanowiła poszukać pomocy specjalisty, ale żaden z czterech lekarzy, do których się zgłosiła nie słyszał nawet o tej przypadłości.
Choroba Amandy stała się także przeszkodą w relacjach męsko-damskich. Mężczyźni traktują ją albo jako wyzwanie albo po prostu się jej boją.
I nie byłaby jedyna kobietą chorą na na syndrom trwałego pobudzenia seksualnego, która tak chciała zakończyć swoje cierpienie....
Na ten ostateczny krok zdecydowała się 39-letnia Gretchen Molannen, także mieszkająca na Florydzie. Na to rzadkie schorzenie cierpiała od 16 lat. O swoim dramacie na tydzień przed samobójczą śmiercią, opowiedziała reporterce "Tampa Bay Times".
W listopadzie 1996 Gretchen w planowała już swoją karierę tłumaczki. Płynnie posługiwała się czterema językami obcymi. Poznała nowego chłopaka. Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Nagle zaczęła odczuwać gwałtowne seksualne pobudzenie seksualne. W tajemnicy przed rodziną i przyjaciółmi odwiedzała kolejnych specjalistów: urologów, ginekologów, gastrologów, neurologów. Poddała się nawet hipnozie i kuracji farmakologicznej - bez rezultatów. Powoli zaczęło się sypać jej życie. Kolejni mężczyźni u jej boku nie dawali sobie rady z jej chorobą. W gruzach legły też jej plany zawodowe. Nie mogła podjąć żadnej normalnej pracy. W sobotę 1 grudnia popełniła samobójstwo. Takie zdjęcie umieściła na swoim profilu na Facebooku przed śmiercią.