Magda Gessler w " Kuchennych Rewolucjach " tym razem zawitała do Sanoka do restauracji Berhida, którą prowadziło małżeństwo Ania i Daniel. Kilka różnych szyldów lokalu mogło jednak wprowadzać w błąd - Berhida miała być pizzerią, pierogarnią i jeszcze na dodatek barem mlecznym. Skąd takie niezdecydowanie? Właściciele próbowali różnych rozwiązań, ale żaden z ich pomysłów na kuchnię się nie przyjął. Małżeństwo miało jednak inny znacznie poważniejszy problem na głowie - niemal z dnia na dzień stracili cały swój majątek. To skutecznie zabiło w nich radość nie tylko z gotowania, ale i z życia.
Kiedyś miałem firmę, sprzedawaliśmy części do ciężarówek. Zarabiałem 30-40 tysięcy zł miesięcznie. Chciało się żyć, byłem na fali. Wszystko przepadło, nie mamy domu, nie mamy, gdzie mieszkać - mówił Daniel.
Właściciel został oszukany przez współpracownika. To nadszarpnęło jego zaufanie do ludzi.
Firma zbankrutowała. Straciliśmy wiarę w ludzi. Okazało się, że jeden z moich pracowników jest hazardzistą, wyprowadził z firmy 250 tys. zł. Straciliśmy wszystko: dom, samochody. Mieliśmy dom 180 m2, zabrano go nam razem z działką - opowiedział Daniel.
Dawne niepowodzenia zawodowe wciąż odbijały się echem na teraźniejszości. W tym małżeństwie zdecydowanie brakowało pary i zapału do pracy. Gessler starała się ich przekonać, że zapłacili już za błędy przeszłości i teraz nadszedł czas na budowanie od nowa. Na szczęście małżeństwo miało siebie, w czym Gessler widziała ogromną nadzieję. Moment, w którym żona wyznała miłość mężowi, był jednym z najbardziej wzruszających w programie. Restauratorka wzięła się więc do pracy, choć początki jej pomocy nie były łatwe. Właściciel bowiem na drzwiach lokalu wywiesił serię nalepek z zakazami. Najśmieszniejsza z nich to:
Toaleta płatna 10 zł.
Choć trzeba przyznać, że na dole małym druczkiem znajdowała się informacja, że dla klientów ta "usługa" jest bezpłatna. Była też informacja o zakazie wprowadzania psów, a także o zakazie spożywania własnego jedzenia. Na nic zdały się tłumaczenia Gessler, że to odstręcza gości od wejścia do restauracji.
To nie jest szalet miejski - tłumaczył się właściciel.
Gessler wymyśliła, że nauczy właścicieli gotowania prostych, ale smacznych i swojskich dań. Lokal nazwę ma teraz zawdzięczać niebanalnemu nazwisku właściciela - Sowa Nasza Kasza. Jak sama nazwa wskazuje, będzie można tu zjeść kasze, ale także oryginalne pierogi ze szpinakiem, czy deser z kaszy manny. Rewolucję przeszły też wnętrza - zapanowały tu wesołe kolory. W trakcie przygotowań do uroczystej kolacji nie zabrakło jednak zabawnej pomyłki. Gessler nakazała właścicielom kupić produkty na cynaderki. Ci jednak zamiast nerek wieprzowych kupili... bycze jądra.
Trzeba sprawdzać takie rzeczy - zganiła ich Gessler.
Na szczęście właścicielom udało się wnieść do potraw ducha Magdy Gessler - na jej rewizycie dnia wyszły tak samo smacznie jak na uroczystej kolacji. Restauratorka była pełna wiary w powodzenie tej rewolucji. Fani na Facebooku zaś uznali tę parę - mimo początkowego braku energii - za jedną z sympatyczniejszych, jakie pojawiły się w programie. Użytkownicy masowo życzyli im powodzenia. Gessler (lub ktoś, kto prowadzi jej fanpage) sama zapytała fanów, czy polubili właścicieli.
Vic
Aplikacja Plotek