Na fanów "M jak miłość" mógł w poniedziałek paść blady strach. Wszystko przez materiał Adriana Boreckiego z głównego wydania "Wiadomości" dotyczący zapowiadanych zmian w TVP i zamrożenia dofinansowania. - Polacy nie będą mogli oglądać najlepszych programów informacyjnych, seriali, teleturniejów, programów rozrywkowych, czy transmisji sportowych - powiedział w swoim materiale. Gdy mówił o serialach, na ekranie pokazano fragment "M jak miłość". Co o tym sądzi Hanna Mikuć, która od początku produkcji wciela się w matkę Kingi (Katarzyna Cichopek) - Krystynę Filarską? Czy rzeczywiście losy Mostowiaków zmierzają do końca i niedługo telewizja wyemituje ostatni odcinek? Zapytaliśmy.
"M jak miłość" emitowane jest na antenie od 2000 roku. W listopadzie Wirtualne Media podawały, że serial ogląda obecnie średnio 2,37 mln widzów, a TVP2 w czasie jego emisji, pozostaje zdecydowanym liderem rynku telewizyjnego. Czy mimo to rzeczywiście fani mają się czego obawiać? Mówi się o tym, że po zaprzysiężeniu nowego rządu, gdy w TVP zapanuje nowa władza, z anteną mają się pożegnać w pierwszej kolejności osoby wykonujące polecenia polityczne. Przesądzony ma być też los tych, którzy odpowiadali za propagandę w serwisach informacyjnych. Na razie nikt nie zapowiadał skończenia znanych seriali, jak ogłoszono 11 grudnia w "Wiadomościach".
Trudno mi powiedzieć czy to prawda i losy serialu są zagrożone. Nie sądzę. Kilka razy ktoś chciał, by był to koniec, ale jakoś zawsze głosy publiczności były tak pozytywne, bo ludzie licznie twierdzą, że nie wyobrażają sobie bez "M jak miłość" życia, że się z tego wycofywano. Może to zostanie wzięte znowu pod uwagę, jakby ktoś jednak chciał nas zdejmować z anteny. To dalej najpopularniejszy polski serial. Ktoś z produkcji może będzie się obawiać, ale ja nie. Zaczęłam grać w tym serialu, jak PiS nie istniał i nie miał telewizji, to jestem zdystansowana do tego tematu. Nie byłam świadkiem rozmów na planie, by coś się miało skończyć. Myślę, że "M jak miłość" nie będzie ofiarą politycznych zagrywek - mówi Plotkowi Hanna Mikuć.
W dniu, w którym Donald Tusk został wybrany ponownie na premiera, w TVP zaczęto straszyć swoich widzów końcem wielu produkcji, nie tylko "M jak miłość". - Donald Tusk na czele rządu może oznaczać realizację planu zamachu na media publiczne w Polsce. Nasi dziennikarze nieustannie spotykają się z groźbami ze strony polityków kolacji Tuska, którzy chcą wpływać na to, kto w mediach publicznych ma pracować, a kto nie. To są standardy białoruskie, odpowiada środowisko dziennikarskie - powiedziała Edyta Lewandowska przed materiałem Adriana Boreckiego, w którym poza końcem "M jak miłość", sugerowano też np. zakończenie "Jednego z dziesięciu" czy "The Voice of Poland" oraz transmisji sportowych.