Jerzy Miller jest byłym ministrem spraw wewnętrznych i administracji, a także byłym przewodniczącym Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która badała przyczyny katastrofy smoleńskiej. Z tego względu polityk, który od pewnego czasu nie pojawia się w mediach, był gościem programu TVP Info "Niebezpieczne Związki". Miller komentował raport Ministerstwa Obrony Narodowej w sprawie prac podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza.
Odpowiadający na pytania prowadzącej - Doroty Wysockiej-Schnepf - Jerzy Miller momentami miał wyraźnie problemy z wysławianiem się. Zdarzało mu się też gubić wątek, a dziennikarka starała się mu pomóc. Wysocka-Schnepf postanowiła na antenie odnieść się do sytuacji i wyjaśnić, skąd wynikają kłopoty byłego ministra z mówieniem. Jak się okazuje, kilka lat temu Jerzy Miller przeszedł udar. - Należy się państwu wyjaśnienie - zaczęła.
Pan minister, przeszedł ciężki udar trzy lata temu i są momenty, że mówi z trudem, ale mówi bardzo dobrze i jesteśmy wdzięczni, że chce mówić
- wytłumaczyła prowadząca program TVP Info. Do problemów zdrowotnych odniósł się także polityk i przeprosił widzów. - Przepraszam za swoją polszczyznę teraz, ale po udarze mam kłopoty, dziękuję - powiedział. Dziennikarka podziękowała Millerowi za to, że mimo trudności zgodził się wziąć udział w programie. - Radzi sobie pan znakomicie. Bardzo dziękuję i życzę dużo zdrowia również. Dziękuję, panie ministrze - dodała Dorota Wysocka-Schnepf.
Kilka lat temu udar przeszedł Jacek Rozenek. O problemach zdrowotnych aktor opowiadał otwarcie w mediach, a na podstawie swoich doświadczeń napisał także książkę. W programie "Miasto kobiet" wyznał, że pierwsze objawy udaru zaczął odczuwać w samochodzie. - Prawa strona cała sparaliżowana, opadający kącik ust. Mówiłem bełkotliwie, chciałem coś powiedzieć, ale to było fatalne. Miałem zaburzone pole widzenia - opowiadał. Choć po udarze Jacek Rozenek miał bardzo poważne problemy zdrowotne, nie poddawał się i skupił na rehabilitacji. Jak przyznał, najtrudniejsze były początki. - Najgorsze jest to w tych ćwiczeniach, że progres, który jesteśmy w stanie zobaczyć, jest tak niewielki, że właściwie z tygodnia na tydzień w ogóle nie widać żadnego progresu. Półtora roku było prawie bez efektu - podsumował.