Zaczęło się od problemów ze wzrokiem. Prawe oko nie reagowało na światło tak, jak powinno, a powieka lekko opadała. Zaczęły się wizyty u okulistów, którzy stawiali różne błędne diagnozy - od zaćmy po jaskrę. To trwało 3 lata.
Przez 3 lata leczyli mnie kroplami, a w głowie rósł mi guz. Gdybym od początku trafiła na kogoś mądrego, dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Nie byłoby powodu - mówiła Małgorzata Pasternak w rozmowie z dziennikarką "VIVY!".
W końcu jeden z lekarzy zaczął podejrzewać guza i dał skierowanie na rezonans magnetyczny. Na wyniki miała czekać 2 tygodnie, tymczasem ze szpitala zadzwoniono już po 2 dniach. Pojechała tam z partnerem, Adamem. Na miejscu dowiedziała się, że guz ma 2,7 cm. Rozpłakała się. Adam również. Decyzja o operacji była błyskawiczna. Tydzień później Pasternak znalazła się na sali operacyjnej. Nadzorujący zabieg profesor nie chciał słyszeć o bezinwazyjnej metodzie Gamma Knife (urządzenie do precyzyjnego naświetlania chorego miejsca - red.). Uważał, że guz był na to za duży. Operacja była niezwykle bolesna.
Dwie pierwsze doby po operacji bolało tak strasznie, że gdybym łóżko miała bliżej okna, wyskoczyłabym. Na szczęście leżałam bliżej drzwi. Ketonal, tramal nie pomagały. Błagałam o morfinę. Ale morfiny nie można podawać stale.
Pół roku później okazało się, że guz jest większy, niż przed operacją. W dodatku uszkodzono aktorce nerw wzrokowy. Obie informacje zatajono przed nią, pozwalając wierzyć, że po zagojeniu ran wróci także widzenie w oku. Nie wróciło.
WBFZa drugim razem zdecydowano się na Gamma Knife. Rezonans magnetyczny wykazał, że guz zatrzymał się. "Może w końcu będzie dobrze. Ja w to wierzę" - mówiła Pasternak w wywiadzie. Nie brakuje jej ani wiary, ani nadziei. Przyznaje, że traktuje chorobę, jakby to była grypa i że w gruncie rzeczy nie dociera do niej, że ma raka.
To niesprawiedliwe, że go mam - przyznaje jednak. - Ale to prawda, daję sobie radę. Nie narzekam. Żyję normalnie, pracuję, wychowuję dziecko, prowadzę dom, robię studia weterynaryjne.
Dziecko, 2-letniego obecnie synka Huberta, urodziła już w trakcie choroby. Wtedy nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa, zresztą wierzyła, że po pomyślnym naświetlaniu nie ma już żadnych przeciwwskazań. Tymczasem w trakcie ciąży guz powiększył się o 14 proc. "Mogło być gorzej" - mówiła Pasternak. I przyznała, że po urodzeniu dziecka bała się, że w pewnym momencie może ono zostać bez matki.
Gdy karmiłam, myślałam o tym intensywnie. Teraz mi przeszło. Ja w ogóle mało myślę o chorobie. Z Adamem prawie wcale o tym nie gadamy. Raczej kiedy rezonans, badania, co powiedział lekarz. Takie techniczne sprawy. Adam traktuje mnie, jakbym była zupełnie zdrowa. Bez żadnej taryfy ulgowej. Aż czasami tęsknię, aby mnie pożałował.
Małgorzata Pasternak jest pełna uznania dla partnera. Mogła na niego liczyć w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Przeżył to wszystko ze mną. Niejeden by się wystraszył i zwiał. Tym bardziej, że po operacji nie wyglądałam atrakcyjnie. Raczej potwornie. Ale jak ma wyglądać kobieta, której piłowano czaszkę? Widział mnie w najgorszym stanie i został.
Małgorzata Pasternak z partnerem Adamem i synkiem Hubertem mieszkają w Pasłęku. Ona sprzedała siedlisko, on swoje mieszkanie w Gdańsku. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kupili dom do remontu. Wszystkim zajął się Adam: "od murowania po elektrykę". "Jestem mu za to ogromnie wdzięczna" - mówiła Pasternak.
WBFalex