Katarzyna Dziedzic kilka dni temu oskarżyła swojego byłego partnera, Miłosza Pawłowskiego, o brutalne pobicie i opublikowała w sieci zdjęcia swojej zmasakrowanej twarzy. Mężczyzna, który jej zdaniem miał tego dokonać, to znany trener personalny z Gdańska. W końcu i on postanowił skomentować całą sprawę, publikując na swoim oficjalnym kanale na Youtube obszerny, ponad 20-minutowy film z wyjaśnieniami. Jego wersja bardzo się różni od wersji byłej partnerki.
Nazywacie mnie państwo zwyrolem, damskim bokserem, trenerem-patolem. Media nie zostawiają na mnie suchej nitki. Postanowiłem opowiedzieć swoją wersję wydarzeń - zaczął Miłosz Pawłowski.
Trener podkreślił, że z Katarzyną Dziedzic stanowili zgraną, szczęśliwą parą i że nigdy się nad nią nie znęcał. Przyznał, że ich związek zaczął się w pewnym momencie psuć, a powodem tego była depresja jego partnerki. W tamtą feralną sobotę, podczas której rzekomo została pobita, miała być na skraju załamania nerwowego.
Miłosz Pawłowski szczegółowo przedstawił swoją wersję wydarzeń:
Wróciłem z pracy, ona leżała w sypialni. Była obrażona. Usiadłem w salonie, żeby popracować. Po pół godzinie usłyszałem trzaskanie szafkami. Potem Kasia stanęła spakowana w drzwiach. Powiedziała, że jedzie do domu.
Z relacji trenera wynika, że Katarzyna Dziedzic opuściła ich mieszkanie. On jej nie zatrzymywał i wrócił spokojnie do pracy. Po chwili jednak partnerka zaczęła do niego wydzwaniać i histeryzować.
Po godzinie wróciła, mówiąc, że źle się poczuła – relacjonuje dalej Miłosz Pawłowski.
Trener twierdzi, że Katarzyna Dziedzic po powrocie do domu wypiła całą butelkę alkoholu w sypialni. Potem wyszła i nagle wyrwała mu telefon z ręki.
Pobiegła do łazienki. I wtedy upadła. Nie wiedziałem, że coś się jej stało. Powiedziałem, że jest nienormalna i wróciłem do salonu – tłumaczy się.
Co ty mi zrobiłeś? Jak ja przez ciebie wyglądam - miała zacząć krzyczeć po chwili.
Miłosz Pawłowski twierdzi, że po tym wszystkim Katarzyna Dziedzic zaczęła dzwonić do brata, który jego zdaniem ma kontakty w świecie przestępczym. Trener opuścił w końcu mieszkanie i nie wrócił do niego na noc. Następnego dnia rano dostał sms od policji z prośbą, żeby stawić się na komisariacie, gdzie spokojnie się udał.
Gdybym ja jej to zrobił, w najlepszym wypadku Kasia leżałaby przez kilka dni w szpitalu, a ja byłbym w więzieniu. W najgorszym, ona by nie żyła.
Trener przyznał również, że zdarzyło mu się w przeszłości grozić byłej żonie, ale robił to z powodu nerwów, ponieważ walczyli wtedy o dzieci. Ale, jak sam podkreśla, brzydzi się przemocy.
Katarzyna Dziedzic przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń, twierdząc, że to partner złapał ją za ręce i nogi, a potem rzucił o podłogę w łazience. Po tym wszystkim zostawił ją i uciekł. Co więcej kobieta twierdzi, że trener już wcześniej znęcał się nad nią i przez swoje agresywne zachowanie był już notowany przez policję. Po całym wydarzeniu Katarzyna Dziecic wylądowała na pogotowiu. Ze szpitalnych dokumentów wynika, że miała złamany nos i rozcięty łuk brwiowy.
AG