Orlando Bloom zdobył się uroczy gest i na przedramieniu wytatuował imię swojego syna - 9-letniego Flynna. Obok znaków w alfabecie Morse'a pojawiły się też cyfry. Te z kolei to data i godzina narodzin chłopca. Aktor bardzo cieszył się z nowego nabytku. Niestety, jego radość trwała krótko. Okazało się wszak, że w tatuaż wkradł się błąd.
Słyszeliście te historie, że ktoś wytatuował sobie chińską sentencję, a ostatecznie okazywało się, że to nie złota myśl, ale nazwa zupy, albo o zgrozo wulgaryzm? Podobnych historii jest więcej. Jedną z takich wpadek, choć nie tak spektakularną, zaliczył ostatnio Orlando Bloom. Gwiazdor trylogii "Władca Pierścieni" zdecydował się wytatuować imię swojego syna - Flynn - w alfabecie Morse'a. Gwiazdor ewidentnie przed wykonaniem tatuażu nie skontaktował się z kimś, kto znałby system znaków stworzony przez Samuela Morse’a i Alfreda Vaila. Skończyło się tak, jak można było przewidzieć. W tatuaż wkradł się błąd.
Zobacz też: Aaron Carter zrobił sobie na twarzy najgorszy tatuaż na świecie. Ma on przedstawiać... Rihannę
Pod postem, w którym Bloom pochwalił się tatuażem pojawiło się mnóstwo komentarzy. Internauci byli zdezorientowani, bo nie wiedzieli, co oznacza tatuaż gwiazdora. Wiele osób nie wiedziało również, że aktor ma 9-letniego syna z modelką Mirandą Kerr (nic dziwnego, Bloom bardzo chroni swoją prywatność). Znaleźli się jednak też tacy, którzy wytknęli gwiazdorowi, że tatuaż jest z błędem.
Tam brakuje jednej kropki.
Masz napisane F R Y N N, a nie Flynn.
Haha, niezła wpadka - pisali.
Swoje trzy grosze dorzucił nawet tatuator gwiazdora, który na swoim Instagramie napisał:
Tak, brakuje kropki, wiemy i naprawimy to - przyznał.
Sam Bloom nie odniósł się do wpadki. Teraz nie pozostaje nic innego, jak szybko poprawić błąd. Trzymamy kciuki i mamy nadzieję, że finalnie tatuaż okaże się piękny.
AG