Andrzej Kosmala - wieloletni przyjaciel i menedżer Krzysztofa Krawczyka - zdradził, co przed śmiercią powiedział mu jego podopieczny. Mężczyzna wyznał również, że żałuje awantury, jaka rozegrała się nad grobem wokalisty.
Andrzej Kosmala w rozmowie z "Faktem" zdradził ostatnie słowa, jakie usłyszał od zmarłego artysty. Jak twierdzi, pozostaną one dla niego drogowskazem w dbaniu o dobre imię muzyka:
Prowadź wodzu! To były ostatnie słowa Krzysia do mnie i zamierzam dalej go prowadzić, i dbać o jego dobre imię.
Jak przyznał Kosmala, ich ostatnie spotkanie miało miejsce na dwa dni przed śmiercią artysty. Zdradził, że Krawczyk bardzo często zwracał się do niego per "wodzu".
Krzysztof był już bardzo słaby. Przez lata śmiał się i mówił do mnie - wodzu.
Kosmala podczas wywiadu nawiązał także do przykrej sytuacji z pogrzebu, kiedy wszedł w słowo z Marianem Lichtmanem. Jak twierdzi, poniosły go emocje i nie potrzebnie dał muzykowi Trubadurów "okazję do dalszego lansu".
To, co on mówił i to tuż po pogrzebie, jest zupełnie nie na miejscu. Jeśli czuje się przyjacielem Krawczyka, to niech go wspomina, opowiada o czasach, gdy razem grali w Trubadurach, a nie oskarża pogrążoną w żałobie i rozpaczy Ewę. Zareagowałem emocjonalnie, może niepotrzebnie, bo wiele osób zadzwoniło później do mnie, mówiąc, że swoimi słowami daję tylko Lichtmanowi okazję do dalszego lansu. Nie chcę takiej dyskusji, chcę pokazywać, jakim wspaniałym artystą i człowiekiem był Krzysztof.
Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia w wieku 74 lat.