Brigitte Macron wzięła udział w oficjalnym powitaniu przedstawicieli krajów afrykańskich, którzy pojawili się we Francji w związku z organizacją szczytu w sprawie finansowania gospodarek reprezentowanych przez nich państw. Zagraniczni goście Emmanuela Macrona zostali zaproszeni przez pierwszą damę na kolację do Pałacu Elizejskiego.
Żona prezydenta podczas spotkania zadała szyku w granatowej sukience midi ze stójką i długimi rękawami. Ozdobą stroju były marszczenia materiału widoczne na dekolcie i tuż przy mankietach. Wzrok przykuwała jednak jej niecodzienna fryzura.
Mała zmiana w uczesaniu sprawiła, że żona Emmanuela Macrona wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Porzuciła fryzurę "na klasycznego boba", do której przyzwyczaiła swoich fanów oraz odświeżyła i lekko rozjaśniła kolor włosów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Brigitte postawiła na ostre cięcie i tym samym wyeksponowała bujną grzywkę.
Dopiero na kolejnych ujęciach fotoreporterów widać, że włosy pierwszej damy Francji zostały po prostu delikatnie upięte z tyłu głowy i dlatego optycznie utraciły swoją długość.
Brigitte Macron niewątpliwie dba o swój wygląd i choć w żadnym wywiadzie nie przyznała się do systematycznego poddawania się zabiegom medycyny estetycznej, chirurg plastyczny dr Julian de Silva na łamach portalu Daily Mail wylicza jej urodowe "poprawki".
Brigitte ewidentnie wykonała potężną pracę, aby wyglądać dziesięć lat młodziej. Na jej twarzy nie zobaczymy zbyt wielu linii i zmarszczek, poza okolicami ust i oczu. Możliwe jest, że pierwsza dama korzystała z wypełniaczy twarzy, np. botoksu. Wydaję mi się, że mogła w przeszłości skorzystać z subtelnego zabiegu w tej materii, aby uzyskać pożądany efekt - twierdzi specjalista.
Jesteście za tym, aby żona prezydenta Francji częściej pokazywała się w upiętych, krótkich włosach?