Telewizja śniadaniowa żadnych tematów się nie boi. Tym razem w "Dzień dobry TVN" poruszono kwestię opłat za miejskie toalety. Na kanapie zasiadł komik Wojciech Fiedorczuk. Sęk w tym, że zupełnie nie wiedział, po co został zaproszony. Wyszło niezręcznie.
W czwartkowym wydaniu "DDTVN" widzów powitali Anna Kalczyńska i Andrzej Sołtysik. Temat opłat za toalety zaczął się od reportażu Vito Casettiego. Później dyskusja przeniosła się do studia. Wojciech Fiedorczuk był wyraźnie zażenowany sytuacją i zdziwiony tematem, który jest poruszany.
To znaczy, ja trochę źle zrozumiałem, po co jestem zaproszony. Myślałem, że chodzi o kwestie artystyczne, bo ja i w teatrze występuję, i też na scenie, a tutaj mówimy o takich rzeczach. Ja rozumiem, ale żeby od razu mnie łączyć z takimi sprawami i wzywać po to? Przykro mi delikatnie, że akurat... ale mogę mówić, mogę mówić - stwierdził Wojciech Fiedorczuk.
Sytuację próbowała ratować Anna Kalczyńska.
"Nic, co ludzkie, nie jest nam obce". Nie znasz tego powiedzenia? - spytała prowadząca "Dzień dobry TVN".
Komik postanowił więc przejść do głównego tematu rozmowy i wypowiedział się na temat korzystania z miejskich toalet.
Chodzimy, lubimy nawet... Żona z dziećmi ganiają czasem do toalety i to się sprawdza. (...) Zrezygnowaliśmy przez inflację z restauracji i chodzimy raczej do toalet, bo jest taniej troszeczkę - powiedział ironicznie Wojciech Fiedorczuk.
Rozumiecie ten dobór gości? Może jest w tym jakiś głębszy sens?