Droga Blanki Stajkow do finału Eurowizji 2023 wcale nie była usłana różami. Jej "Solo" wprawdzie już w zeszłym roku spodobało się w radiostacjach i stało się lokalnym hitem, ale to, co wydarzyło się później, było trudne do przewidzenia. Najpierw wygrała krajowe preselekcje z faworytem wielu fanów konkursu Jannem, a później musiała mierzyć się z hejterskimi komentarzami w internecie, które nawoływały ją do rezygnacji z wyjazdu do Liverpoolu. Jak sama stwierdziła, robiło jej się "coraz przykrej", ale postanowiła zakasać rękawy, założyć taneczne buty i skupić się na próbach. Opłaciło się. "Solo" jest w finale Eurowizji. Co tam czeka początkującą piosenkarkę? Z tym może być różnie.
Występ Blanki w półfinale Eurowizji dla wielu mógł być zaskoczeniem. Spodziewano się totalnego krindżu i kompromitacji w stylu "The ride" Rafała Brzozowskiego. Tak się jednak nie stało. Z kilku powodów. Blanka zdecydowanie popracowała nad wokalem. Swoje zrobiły też możliwości techniczne, które pozwoliły wgrać chórki i podłożyć drugi głos w gotowy aranż. Wokalistka dźwięki jednak stawiała pewnie mimo skomplikowanych układów tanecznych. Skalą głosu pochwalić się nie może, ale jej sceniczny wizerunek, pewność siebie, charyzma i urok robią swoje. Od Mandaryny w Sopocie 2005 do Blanki w Liverpoolu 2023 są jednak lata świetlne przygotowań. Ponoć to Blanka pozbyła się też tancerzy Agustina Egurroli, którzy występowali z nią w krajowych eliminacjach. Jeśli prawdą jest, że to była jej decyzja, trafiła w dziesiątkę. Układ choreograficzny, który został tu przygotowany, świetnie współgrał z piosenką. Czuć było "summer vibe", a tzw. dance break zachwycił publiczność i przez moment wyniósł "Solo" na inny poziom.
Sama Blanka Europy jednak nie zwojuje. I tu zaczynają się schody, które mogą przekreślić szanse piosenki "Solo" na dobry wynik w finale. O ile piosenka jeszcze jest chwytliwa, wakacyjna i być może wielu wracałoby do niej z przyjemnością, o tyle realizacja telewizyjna to jakiś koszmarek. TVP zdecydowała się w jednym występie wykorzystać chyba wszystkie nakładki, hologramy i bajery" jakie tylko można było. Estetycznie jest to gorsze niż niejeden "Sylwester Marzeń" czy "Jaka to melodia?". To, że prezentacja sceniczna kładzie potencjał polskiej piosenki, to już trochę eurowizyjny standard. Ciężko mi przypomnieć sobie udaną. Być może ta Kasi Moś z 2017 roku miała w sobie najwięcej uroku i klasy. Porównując Polskę na scenie do faworyzowanej Szwecji, to tak jakbyśmy byli w jakiejś zupełnie innej, alternatywnej rzeczywistości. Niestety. Jarmarczność w produkcji tego typu występów wciąż jest naszą największą wadą. To nie jest kwestia ani pieniędzy, ani możliwości technicznych.
Jak "Solo" wypadnie w finale konkursu? Z dużą pewnością można stwierdzić, że Polska nie wygra. Za faworytów uznaje się bowiem Szwecję, Finlandię, Ukrainę albo też Francję. Osobiście do tego grona zaliczyłbym też Czechy i Włochy. Ogromny potencjał ma piosenka brytyjska, ale pewnie zaliczy spory spadek po wykonaniu na żywo. Olbrzymim sukcesem dla Blanki byłoby top 10 w finale. Pamiętajmy jednak, że w odróżnieniu od półfinałów tym razem głosy oddadzą nie tylko widzowie, ale też jurorzy. W dodatku czwarta pozycja (na 26. występujących krajów) nie jest zbytnio sprzyjająca. Czy to jednak będzie oznaczało porażkę Blanki? Niekoniecznie. Nie zapominajmy, że żyjemy w erze TikToka. Jeśli występ reprezentantki Polki zapisze się w pamięci widzów, być może trafi również tam. Zaproponowany przez Blankę układ taneczny nadaje się na wiralowe nagranie. W ostatnich latach były też przypadki, że piosenki, które przepadały na Eurowizji, potem stawały się przebojami na TikToku. Może tym razem także tak się stanie? Trzeba mieć nadzieję.
Warto zauważyć, że "Solo" na długo przed krajowymi eliminacjami było przebojem w polskich radiostacjach. Są stacje, które grają takie numery z chęcią i dużą częstotliwością. Najczęściej nie znamy nawet nazwisk ich wykonawców. Są do siebie bardzo podobne i szybko o nich zapominamy. "Solo" zostało zbudowane na takich ogranych patentach i krótkich dźwiękach, żeby czasami nie odkryć wokalnych niedostatków wykonawczyni. Ona ma wyglądać, wzbudzać pożądanie, zapewniać rozrywkę, ale absolutnie nie zachwycać śpiewem. Nic więc dziwnego, że krytycy muzyczni pokroju Elżbiety Zapendowskiej nazwą ten utwór "beznadziejnym". Z pewnością nie ma w nim nic skomplikowanego. Pamiętajmy jednak, że żyjemy w kraju, w którym od ośmiu lat publiczny nadawca stawia na mariaż jarmarku z disco polo. Za czasów prezesa Kurskiego disco polo weszło do mainstreamu i na salony i dla wielu przestało być synonimem obciachu. Im łatwiej, tym lepiej. Im bardziej "pod nogę", tym się prezes lepiej bawił. "Solo" jest wprawdzie po angielsku, ale wyobraźmy sobie polską wersję językową. Przecież to brzmiałoby jak mariaż Pięknych i Młodych i Zenka Martyniuka. I z pewnością królowałoby na Letniej Trasie Dwójki. A czy można tanecznie, ale bez obciachu? Można. Popatrzmy na Szwedów.
TVP co roku mocno kombinuje z formułą selekcji polskiego reprezentanta na Eurowizji. Niewątpliwie publiczne media są spragnione wygranej w konkursie. Chociażby dlatego, że w dziecięcej wersji wygraliśmy już dwukrotnie. Krajowe eliminacje są jednak błędnym wyborem. Przede wszystkim dlatego, że bardzo wielu ciekawych i uznanych wykonawców wstydzi się w nich brać udział. Nie tylko z powodów politycznych. Także dlatego, że boi się przegranej na oczach milionów telewidzów. Nie chce rywalizacji i afer na polskim podwórku. Po hejcie, który spadł na Blankę, to może się tylko spotęgować. Na miejscu telewizyjnych włodarzy przejrzałbym w styczniu radiowe czy też streamingowe listy przebojów i zastanowił się nad piosenką, która jest hitem w Polsce i wykonawcą, którego warto by pokazać światu. Taki nasz najlepszy "towar eksportowy". Później wystarczy już tylko wyjść z inicjatywą i złożyć propozycję konkretnej wytwórni. Wiemy, że od wielu lat fani konkursu chcieliby zobaczyć Dodę na Eurowizji. Ona sama zgłaszała chęć udziału z piosenką "Fake love" w momencie, gdy z różnych powodów, drzwi na Woronicza były dla niej zamknięte. Być może po recitalu na festiwalu w Opolu to dobry moment, żeby wewnętrznie zaproponować Dodzie reprezentowanie Polski w 2024 roku? Rynek muzyczny mamy zróżnicowany, ciekawy, bogaty w talenty. Niestety eurowizyjny widz od lat nie ma szans tego dostrzec.