Serial "W labiryncie" emitowany w TVP od 25 grudnia 1988 roku do 26 czerwca 1991 roku był pierwszą polską telenowelą. Występowali w nim tacy znani aktorzy, jak Marek Kondrat (Adam Racewicz), Sławomira Łozińska (Joanna Racewicz), Małgorzata Lorentowicz (Anna Suchecka), Wiesław Drzewicz (Leon Guttman), Barbara Horawianka (Maria Jarosz), Dariusz Kordek (Marek Siedlecki), Marta Klubowicz (Dorota Wanat), Eugenia Herman (Janina Czerska), Karol Strasburger (David Mayer), Dorota Kamińska (Danuta Mayer), Leon Niemczyk (docent Stopczyk), Jan Jankowski (Paweł Hanisz), Piotr Skarga (Jan Duraj) czy Renata Pękul (Krystyna Duraj).
Jedną z ważniejszych bohaterek była Ewa Glinicka, w którą przez 52 odcinki wcielała się Agnieszka Robótka-Michalska (później w tej roli zastąpiła ją Beata Rakowska). Aktorka po latach wyznała, że granie w produkcji, którą w momencie największej popularności oglądało nawet 16 milionów Polaków, okazało się dla niej zmorą. Uważa, że rola wiecznie nieszczęśliwej kobiety ją zaszufladkowała. Podobne odczucia do swojego bohatera ma też Piotr Skarga. Zamiast odcinać kupony od tej roli, mieli problem, by się utrzymać. Dziś uważają, że gdyby ich nie zaszufladkowano, ich kariera aktorska mogłaby się rozwinąć bez najmniejszego problemu.
Agnieszka Robótka-Michalska szybko znudziła się swoją bohaterką, która na początku serialu musiała uporać się ze śmiercią narzeczonego. Aktorka początkowo myślała, że to stan przejściowy i po jakimś czasie czekają ją nowe zaskakujące wątki, w których szczęście się w końcu do niej uśmiechnie. Tymczasem jej bohaterka płakała w nieskończoność, aż w końcu doszła do momentu, w którym nie miała co grać. Uważała, że jej postać stała się oderwana od rzeczywistości. - "W labiryncie" grałam sceny w stylu Ewa przychodzi do lekarza i okazuje się, że ma białko w moczu. W kolejnym odcinku dalej ma to białko. Czwarty odcinek - poziom białka w moczu znowu się zwiększył. No litości! Ile można? - narzekała po latach w wywiadzie dla Onetu. Z tego powodu u szczytu największej popularności, zdecydowała się rzucić serial i wyjechać do Anglii. Przed wylotem postawiła ultimatum, którego produkcja "W labiryncie" nie chciała spełnić.
Powiedziałam producentom, że mogę wrócić, jeśli Ewa 'znormalnieje' i będzie miała inne problemy, niż te, o których przed chwilą rozmawialiśmy. Usłyszałam wówczas, że widzowie kochają wątek nieszczęśliwej Ewy, więc szansę na jakąkolwiek zmianę były znikome, a wręcz żadne
- zdradziła aktorka.
Choć początkowo w Anglii udawało się jej grać małe role w angielskich i francuskich filmach, propozycje przestały przychodzić z dnia na dzień. Ponieważ utrzymanie się za granicą w tej sytuacji okazało się zbyt kosztowne, po dwóch latach wróciła do Polski. Niestety reżyserzy szybko o niej zapomnieli. Wydawałoby się, że po obiecującym starcie przyjdą kolejne role. Tak się nie stało i została bezrobotna. - Byłam znana, ale nic za tym nie szło. Ani pieniądze, ani wielkie role. Uwaga wszystkich skupiona była na transformacji, jaka dokonywała się w naszym kraju. Co prawda, powstawały nowe produkcje telewizyjne, jednak w większości przypadków ich poziom był byle jaki. Producentom zależało, żeby zarabiać jak najwięcej, a nowo powstającym telewizjom, żeby "zapchać dziurę". Poziom i oglądalność nie liczyły się. Tak właśnie to wyglądało. A potem, po kilku latach, nastało kino męskie, m.in. "Psy" Pasikowskiego i moda na zupełnie innych bohaterów - tłumaczyła serialowa Ewa w wyżej wspomnianym wywiadzie.
Jest to bardzo głęboka szuflada. Serial zrobił mi dużo krzywdy, bo wszyscy oceniali mnie przez pryzmat Ewy. Możliwe, że po moim odejściu z serialu nikomu nie pasowałam do żadnej roli. Widocznie tak musiało być. Sama nie chciałam grać więcej w telenoweli i powielać postaci biednej, skrzywdzonej kobiety wiecznie w ciąży. Dlatego też wróciłam do teatru, gdzie grałam u Hanuszkiewicza
- powiedziała dziennikarzowi Onetu.
Po zakończeniu produkcji Piotr Skarga, czyli serialowy Jan Duraj, również przestał być zauważany w środowisku aktorskim. Uwagę zwracali na niego tylko fani. Podobnie było w przypadku jego ekranowej żony - Renaty Pękul. - Miliony ludzi oglądały nasz serial. Byłem rozpoznawalny wszędzie, cieszyłem się ogromną sympatią widzów. Trudno mi było przejść spokojnie przez ulicę. Gdy "W labiryncie" zeszło z anteny, spodziewałem się nowych propozycji zawodowych. A nie dość, że żadne nie przychodziły, to, gdy sam próbowałem załatwić sobie jakąś pracę, słyszałem, że za bardzo kojarzę się z Durajem - przyznał aktor na Plejadzie. W jego życiu przyszedł wtedy trudny czas. Musiał się przebranżowić i zaczął imać się przeróżnych zajęć.
Wpadłem w szufladkę, z której trudno mi było wyjść. Było mi bardzo przykro. To wtedy dotarło do mnie, że aktorem się bywa, więc, w oczekiwaniu na nowe wyzwania, wyjechałem do Norwegii do pracy. Mój kolega, który co roku jeździł na saksy, zaproponował mi, żebym z nim pojechał. Mówił, że można tam trochę zarobić. Pracowałem więc jako 'budowlaniec' - tynkowałem i malowałem domy
- zdradził Skarga. Później aktor był kelnerem w pizzerii koleżanki po fachu - Tatiany Sosny-Sarno. - Klienci czasem byli zdziwieni moim widokiem. Cały czas kojarzyli mnie z serialu "W labiryncie" i myśleli, że zmieniłem zawód. Dorabiałem też w inny sposób. Przeszedłem szkolenia i sprzedawałem odkurzacze, a potem polisy ubezpieczeniowe - wyznał.
Agnieszka Robótka-Michalska chciałaby wrócić do zawodu. Niestety telefon milczy, a gdy czasem pojawia się jakaś propozycja, nie spełnia jej oczekiwań. - Proponują mi najgorszy chłam, dlatego zawsze grzecznie odmawiam - mówiła w Onecie. Uważa, że gdyby popularność serialu "W labiryncie" przypadła na obecne czasy, jej życie potoczyłoby się inaczej. Odejścia z serialu jednak nigdy nie było jej żal. - Żałuję tylko, że nie odcinałam od mojej popularności kuponów. Ale takie były czasy, nie miałam innej możliwości. Żałuję natomiast tego, że odeszłam z teatru - dodała i wspomniała, że mimo trudnych przeżyć po rozstaniu z serialem, czas w nim wspomina z sentymentem, ze względu na to, z kim mogła grać. - Na planie panowała wspaniała atmosfera. Cały czas żartowaliśmy. Marek Kondrat opowiadał masę dowcipów. Pamiętam, że kiedyś umówiłam się na Starym Mieście z Janem Jankowskim. Siedzimy sobie w kawiarni, a tu nagle otacza nas wycieczka szkolna. Chcą zdjęć, autografów. Na to Janek spokojnym tonem rzecze do nich: "Zdjęcie z misiem? Pięć złotych się należy" - wspominała. Więcej zdjęć z serialu "W labiryncie" znajdziesz w galerii na górze strony.