W drugim dniu Polsat Hit Festivalu w Sopocie nie brakowało zaskoczeń. Największe sprawił publiczności Baron, który ogłosił ze sceny, że został tatą. Telewidzowie Polsatu i publiczność Opery Leśnej mogli też zobaczyć niezręczny moment wręczania nagrody przez Edwarda Miszczaka, udane występy Krzysztofa Zalewskiego i Ani Dąbrowskiej, roztańczoną Majkę Jeżowską i artystów nagrodzonych diamentami, którzy ze śpiewaniem mają niewiele wspólnego.
Sobotni dzień festiwalowy zaczął się od koncertu "Debiutowali w Polsacie". Pomysł wydawał się całkiem trafiony. W końcu od ponad 20 lat w formatach stacji zadebiutowało wielu artystów. Zarówno w kilku edycjach "Idola", "Must be the music. Tylko muzyka" czy też sopockich festiwalach "Top Trendy". Wiadome więc było, że wielu z nich nie zmieści się w godzinnej formule koncertu. A szkoda. Można by przecież zaprosić Ewelinę Flintę, Alicję Janosz, Sławka Uniatowskiego, Sistars, Tomka Makowieckiego, Szymona Wydrę i wielu, wielu innych. Zamiast tego postawiono na kilku wykonawców, którzy dość często pojawiają się na takich imprezach. Sobota zaczęła się tak jak piątek, czyli od folkowego uderzenia. Tym razem zapewnili je panowie z Enej, a także Zakopower. Jak można się było spodziewać, udało im się podnieść z miejsc sopocką publiczność, ale też nie było w tych występach nic ciekawego. Ciekawa była za to przemowa Edwarda Miszczaka, który wręczając nagrodę Enejowi stwierdził wprost, że "wcale nie wierzył, że im się gdziekolwiek indziej uda". Nie mogło chyba być bardziej niezręcznie.
Na szczęście wkrótce potem na scenę wkroczył Krzysztof Zalewski i, co tu dużo mówić, dla takich występów warto oglądać festiwale. Zalewski zaśpiewał "Annuszkę" i zupełnie nowy singiel "Kochaj". Aż zrobiło się żal, że skończył już po dwóch piosenkach. Więcej Zalewskiego, proszę. Wysoki poziom utrzymała też Ania Dąbrowska, która swoimi przebojami spokojnie zdołałaby zapełnić cały koncert. Muzyczna klasa i jakość. Obecność Kuby Badacha w koncercie "Debiutowali w Polsacie" jest już mocno naciągana. Badach w końcu dał się poznać szerszej publiczności dzięki piosence "Małe szczęścia" Roberta Jansona. Później byli też Poluzjanci, którzy z Polsatem nie mają za bardzo nic wspólnego. Twórcy koncertu uzasadniali obecność Badacha faktem, że był jurorem w programie "The Four. Bitwa o sławę". Programu, który przeszedł bez echa i nie miał żadnego wpływu na karierę Kuby Badacha. Ten naciągany powód przyczynił się jednak do tego, że wokalista wystąpił w Sopocie z dwiema piosenkami Andrzeja Zauchy i doskonałymi muzykami. To była prawdziwa uczta dla ucha. Koncert zakończył się mocnym uderzeniem od Afromental, którzy od lat kojarzą się bardziej z TVP2 niż Polsatem, ale zaczynali od castingów w "Idolu". Kluczowym momentem okazał się jednak nie sam występ, a ogłoszenie parafialne w wykonaniu Barona. Muzyk postanowił pochwalić się, że został tatą właśnie ze sceny Opery Leśnej. To wprowadziło widzów w euforię, a "internety" rozgrzały się do czerwoności. Sama idea koncertu była świetna, ale wykonanie niezbyt udane. Najmocniejszymi nazwiskami, które debiutowały w Polsacie są Igor Herbut z LemON i Monika Brodka, ale nie było ich tego wieczoru w Sopocie.
W koncercie diamentowym postanowiono oddać scenę wykonawcom, którzy doczekali się diamentowych płyt za swoje single. Wyróżnienie to zacne, ale skład artystów niezbyt dobrze świadczy o narodowym guście. O dobrych wokalach można tu było pomarzyć. Blanka przypomniała eurowizyjne "Solo" i postanowiła jeszcze bardziej gimnastykować się na scenie. Niestety to spowodowało, że dużej części słów piosenki nie wyśpiewała w ogóle. Smolasty pomylił tekst i mocno przedawkował autotune'a. Skolim bardziej nadaje się do Ostródy, niż na sopocką scenę. A Malik Montana uradowany dziękował, że w ogóle mógł się znaleźć w Operze Leśnej. Muzycznie było to bardzo słabe, chociaż sopocka publiczność nie ukrywała, że piosenki zna i całkiem lubi. Niestety to, że coś się sprzedaje niekoniecznie oznacza, że jest diamentem. Podczas tego koncertu bardzo zatęskniłem za tym pierwszym.
Rozwój kariery Majki Jeżowskiej w ostatnich latach w jakimś stopniu ociera się o fenomen. Wokalistka, która przez długi czas śpiewała głównie dla dzieci, była już nieco zapomniana, ale wszystko zmieniło się gdy wystąpiła na Pol'And'Rocku. Okazało się, że piosenki Majki, które każde małe i dużo dzieci dobrze znają, w rockowych aranżacjach to totalny szał i świetna zabawa. Nagle wszyscy zatęsknili za swoim dzieciństwem, a Majka jest zapraszana wszędzie. W Sopocie świętowała 45 lat pracy artystycznej i zrobiła to w dobrym stylu. Duetem wieczoru miał być ten z Malikiem Montaną i nową, wspólną piosenką. Show skradła jednak Krystyna Prońko, wokalistka niezwykle poważana i uznana przez publiczność, której pojawienie się na scenie Opery Leśnej wywołało ogromne emocje.
Na koniec tegorocznego festiwalu organizatorzy zostawili najciekawszy artystycznie koncert, chociaż też kompletnie nie pasujący do całej imprezy. "Wodecki Twist Męskie Granie Pater" to muzyczny hołd dla Zbigniewa Wodeckiego, który do tej pory mogli usłyszeć wyłącznie widzowie trasy "Męskie Granie". Bardzo ciekawe i artystyczne aranżacje znanych piosenek Zbigniewa Wodeckiego wykonali m.in. Natalia i Paulina Przybysz, Dawid Tyszkowski i Wiktor Dyduła. Ten koniec zdecydowanie odstawał od wszystkich pozostałych swoją artystyczną wizją i nie jestem przekonany czy Polsat Hit Festival to dla niego dobre miejsce. Plus dla organizatorów jednak za to, że postanowiono zrobić coś mniej banalnego.