Maja Bohosiewicz ceni sobie kontakt z fanami. Gwiazda często za pomocą mediów społecznościowych relacjonuje różne chwile ze swojego życia. Tylko na Instagramie celebrytkę śledzi ponad 620 tys. fanów. To tam Bohosiewicz niedawno podzieliła się zaskakującą sytuacją, gdy rodzinna podróż zamieniła się w koszmar.
Choć życie w słonecznej Hiszpanii miało być spełnieniem marzeń, Maja Bohosiewicz coraz częściej pokazuje, że nie wszystko wygląda tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Tym razem aktorka postanowiła zrelacjonować swoim fanom wyjątkowo nerwowy poranek spędzony w samochodzie z rodziną. Maja, jej mąż Tomasz Kwaśniewski i ich dzieci - Zachary, który przyszedł na świat w 2016 roku oraz młodsza o rok Leonia utknęli w korku. Trasa miała zająć kilkanaście minut, ale ciągnęła się ponad półtorej godziny. W tym czasie dzieci bez przerwy się kłóciły, a ich mama, próbując zachować spokój, mówiła do telefonu. - Jedziemy z hotelu do hotelu. To jest zaledwie 15 km, ale jedziemy już 1,5 godziny. Będziemy za jakieś 45 minut. Moje dzieci niszczą mi życie, tak? Bijecie się, tak? Bijecie się cały czas. Stary wisi na callu, a mama nagrywa na Instagram, więc jesteście niegrzeczni - opisywała celebrytka. Na miejscu na rodzinę czekała kolejna niespodzianka. Okazało się, że hotel, do którego jechali, jest w trakcie remontu. Musieli odwołać rezerwację i szukać nowego miejsca na nocleg.
Maja Bohosiewicz chętnie dzieli się z fanami kulisami swojego życia. Jakiś czas temu gwiazda zabrała ich ze sobą w podróż do Stanów Zjednoczonych za pośrednictwem relacji na Instagramie. Wyjazd do Los Angeles miał być chwilą relaksu i ucieczką od kapryśnej polskiej pogody. Niestety, już na początku wyprawy aktorka napotkała poważne problemy. Po przylocie do Seattle, gdzie czekała ją przesiadka, zorientowała się, że jej bagaż nie dotarł na miejsce. Choć próbowała uzyskać pomoc od obsługi lotniska, trafiła na wyjątkowo nieprzyjazne podejście pracowników. Zamiast wsparcia, spotkała się z frustracją i chaosem organizacyjnym, który tylko pogłębił stres. - Przyszła pani z Air France i mówię, że nie ma mojego bagażu, ona "jesteś tutaj na liście?" i dała mi listę nazwisk. Ja mówię no nie, a ona "to twój bagaż jest na karuzeli". Ja mówię, że nie ma i widzę na AirTagu, że jest koło Nowego Jorku. Ona "nie" i że musi iść, bo ma ważne sprawy i krzyczy na mnie. Wszyscy tu na mnie krzyczą. Jestem mała i biedna - wyjawiła na InstaStories Bohosiewicz.