Gdy Robert Durst trafił do tymczasowego aresztu pod zarzutem zabójstwa sąsiada, zastępca komendanta miejskiego policji Galveston w Teksasie nie dowierzał. Cody Cazales wspomina: "Jak go przywieźli, to pomyślałem: Serio, to on? Nie wygląda na kogoś, kto rozczłonkowałby człowieka. Bardziej jak bibliotekarz". A jednak. Dziś już wiadomo, że Durst jest winny śmierci co najmniej dwóch osób.
Robert Durst pierwszy raz zwrócił uwagę mediów w 1982 roku. Właśnie wtedy tytuły amerykańskich gazet poinformowały, że zaginęła jego żona Kathleen McCormack Durst. Byli małżeństwem od dziewięciu lat. Ona, ciepła i towarzyska, na niemal każdym zdjęciu pozowała z szerokim uśmiechem. On stanowił jej zupełne przeciwieństwo. Ekscentryczny, zamknięty, ale szalenie inteligentny bogacz, którego rodzina zbiła fortunę na handlu nieruchomościami.
Dursta nieszczególnie interesowało mnożenie majątku, dlatego zajmował się tym jego młodszy brat Douglas, a wcześniej ojciec Seymour. Ten ostatni w latach 70. przez prasę został nazwany "człowiekiem, który rządzi Nowym Jorkiem". Robert był przekonany, że pieniędzy i tak nigdy mu nie zabraknie. Na ludzi patrzył z góry.
Czegokolwiek bym w życiu nie robił, wiem, że zacząłem od wielkiej fortuny - rzucił Robert Durst w jednym z wywiadów.
Nie miał zamiaru zbliżyć się do rodziny swojej żony - uważał, że to prości ludzie, z którymi nie ma o czym rozmawiać. Był zresztą człowiekiem, który nie silił się uprzejmości i small talki. Mówił niewiele, a znajomych starannie selekcjonował. Kathleen udało się jednak dotrzeć do Dursta bardzo szybko. Już po dwóch randkach stwierdzili, że chcą ze sobą zamieszkać i założyć sklep ze zdrową żywnością. Robert w tamtym momencie był bardzo zakochany w Kathleen. Z wzajemnością.
Przez lata wszystko się zmieniło. Para często się kłóciła, a Robert po latach wyznał, że absolutnie nie byli dobrym małżeństwem. Kathleen 31 stycznia 1982 roku pojawiła się na imprezie u znajomych w Newtown i to wtedy ostatni raz była widziana przez osoby inne niż jej mąż. Według relacji Dursta żona wróciła do domu wściekła i pijana. Nie chciała przebywać w jego towarzystwie, dlatego poprosiła, by zawiózł ją na pociąg, bo woli spędzić noc w ich drugim mieszkaniu. Robert relacjonował, że przystał na propozycję, jednak nikt tej nocy nie widział jej ani w pociągu, ani na stacji kolejowej. Durst zgłosił na policję zaginięcie żony dopiero cztery dni po tym, jak miał z nią ostatni kontakt.
W jednym z wywiadów opowiadał, że mogła po prostu uciec od niego i liczył, że za kilka dni wróci. Poza tym nie chciał zwracać uwagi mediów, bo zaginięcie żony miliardera wzbudziłoby w prasie sensację. Wielu uważało, że Kathleen po prostu nigdy do tego wagonu nie wsiadła. W 2017 roku, po 35 latach od zaginięcia, oficjalnie została uznana za zmarłą.
Przez niemal dwadzieścia lat nic się nie działo. Dopiero w 2000 roku śledczy wrócili do sprawy zaginięcia Kathleen McCormack Durst. Zajęła się tym prokurator okręgowa hrabstwa Westchester w Nowym Jorku, Jeanine Pirro.
Dociekliwa prokurator, która chętnie wypowiadała się w mediach o sprawie, dosyć jasno dawała do zrozumienia, że nie ma wątpliwości co do winy Dursta i zamierza doprowadzić do jego skazania.
Zamierzam dorwać Roberta Dursta w taki czy inny sposób - mówiła Pirro.
Pirro podjęła decyzję o przeszukaniu okolicy, w której ostatni raz była widziana żona Dursta. Nurkowie sprawdzali pobliskie jezioro, burzono ściany i plądrowano zakamarki w domu Roberta. Nie znaleziono jednak nic, co mogłoby jednoznacznie potwierdzić, że Kathleen została przez niego zamordowana.
Nic nie znaleźliśmy, ale to mnie tylko zachęciło do dalszych poszukiwań. Słyszałam niespójne zeznania i różne teorie na temat zaginięcia Kathleen i wiedziałam, że kryje się za tym coś więcej - mówiła Pirro.
Prokurator zwróciła się do przyjaciół i rodziny Kathleen. Większość z nich była pewna, że za zniknięcie dziewczyny jest odpowiedzialny jej mąż. Przekonywali, że był przesłuchiwany już wiele razy i nie udało się go złapać na kłamstwie, ale kierowali Pirro do dziennikarki Susan Berman; wieloletniej przyjaciółki i rzeczniczki Roberta Dursta.
Śledczy nie zdążyli jednak nigdy z nią porozmawiać. Została postrzelona w swoim domu 23 grudnia 2000 roku. Pojawiały się spekulacje dotyczące tego, kto jest odpowiedzialny za jej śmierć. Najczęściej przewijały się dwie wersje - mogło chodzić o mafijne porachunki, bo ojciec Susan był znanym gangsterem. Podejrzewano też Dursta, który mógł obawiać się zeznań przyjaciółki w sprawie zaginięcia żony. Nie udało mu się jednak nic udowodnić.
Po śmieci przyjaciółki Robert Durst starał się uciec przed ludźmi, mediami, a przede wszystkim prokuratorką Jeanine Pirro. W 2001 roku zaszył się w nadmorskim mieście Galveston w Teksasie. Zmienił też wizerunek - gdy wychodził z mieszkania, zakładał damską perukę i udawał niemowę, by nikt nie mógł go rozpoznać po głosie. Spokoju jednak nie zaznał, bo jeszcze w tym samym roku został oskarżony o zabójstwo sąsiada. 9 października milioner został aresztowany, a już następnego dnia wyszedł na wolność po wpłaceniu kaucji i... zniknął.
Śledczy natrafili na jego trop 30 listopada w Pensylwanii, bo próbował w supermarkecie ukraść kanapkę. Został aresztowany ponownie, gdy w jego samochodzie znaleziono prawo jazdy Morrisa Blacka. W sądzie przyznał się do sprzeczki z sąsiadem. Pewnego dnia wrócił do swojego mieszkania, w którym zastał Blacka z bronią w ręku. Podczas szamotaniny pistolet wypalił i Black zginął. Durst tłumaczył, że nie wiedział, co zrobić z ciałem, dlatego przy użyciu piły, noża i toporka poćwiartował zwłoki, które następne zapakował do worków i wrzucił do Zatoki Meksykańskiej. Ława przysięgłych uznała, że działał w obronie własnej i zdecydowała o uniewinnieniu.
W 2010 roku reżyser Andrew Jarecki nakręcił "Wszystko, co dobre" - film oparty na historii Roberta Dursta. Skupia się na zaginięciu jego żony w 1982 roku. Zmieniono imiona postaci, ale reszta wydawała się podparta faktami. Po premierze do Jareckiego zadzwonił sam Durst i poprosił, by ten przeprowadził z nim wywiad, w którym szczegółowo opowie o wszystkim. Reżyser się zgodził i tak powstał dokument "Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta".
Od lat próbowano ze mną przeprowadzać różne wywiady, ale nie jestem zainteresowany czymś w rodzaj true crime. Oglądałem twój film i widzę, że wiesz o mnie więcej, niż większość ludzi - tłumaczy w pierwszym odcinku Durst Jareckiemu.
"Przeklęty" zawiera fragmenty rozmów z kluczowymi świadkami, materiały filmowe sprzed lat, fragmenty akt, stare zdjęcia, rekonstrukcje wydarzeń z udziałem aktorów i zakulisowe nagrania pokazujące prace nad dokumentem. To jednak nie relacje innych osób zaszkodził Durstowi, a on sam. W odcinku finałowym Robert Durst idzie do łazienki i zapomina, że cały czas ma przypięty mikrofon. Nie był świadomy, że jest nagrywany, i wtedy wypowiedział kluczowe dla jego skazania słowa.
Co ja, do cholery, narobiłem? Oczywiście, że ich wszystkich zabiłem - mówi do siebie Durst.
Jarecki podczas prac nad dokumentem również dotarł do przekonujących dowodów, które mogłyby przyczynić się do skazania mordercy. Durst po śmierci Susan Berman zostawił dla policji anonimowy liścik, w którym poinformował, że pod wskazanym przez niego adresem znajdą zwłoki. Kluczowy w odkryciu tego, kto jest autorem listu, był błąd w zapisie adresu. Durst zawsze go robił, gdy pisał do Susan listy i taki sam popełnił w anonimowym liście do policji.
Robert Durst został aresztowany w 2015 roku, na dzień przed emisją ostatniego odcinka dokumentu Jareckiego. 78-latek przez ostatnie pięć lat przebywał na oddziale szpitalnym jednego z więzień w Los Angeles. Proces ruszył dopiero w 2020 roku, ale z powodu koronawirusa przez kilkanaście miesięcy nie był wznawiany. W końcu 15 października 2021 roku sąd w Kalifornii skazał Dursta na dożywotnie więzienie bez możliwości zwolnienia warunkowego za zamordowanie swojej przyjaciółki Susan Berman.
Trwają ustalenia, czy Durstowi zostaną postawione zarzuty za zabójstwo żony. Nie wiadomo jednak, czy milioner dotrwa do tego momentu. Durst jest w bardzo złym stanie, ma COVID-19 i oddycha z pomocą respiratora.