Kiedy w 1978 roku Maria Barsi dowiedziała się, że na świat przyjdzie upragniona dziewczynka, już tworzyła w głowie wizję jej przyszłości. Chciała, żeby w przyszłości została gwiazdą. Gdy dodatkowo okazało się, że kilkuletnia już córka ma urodę aniołka, wyobrażenie matki stało się jeszcze bardziej realne. Podzieliła się swoim pomysłem z bratem, który odwodził ją od tej wizji, mówiąc, że prawdopodobieństwo, że Judith zostanie aktorką, jest niewielkie. "To jak jeden do dziesięciu tysięcy" - miał powiedzieć Joseph Weldon. Mylił się. Propozycja angażu Judith w reklamie przyszła sama - pięciolatkę zauważyła ekipa reklamowa i zapytała jej matkę o możliwość zatrudniania dziewczynki przy kolejnej produkcji. I tak się zaczęło. Mała Judith w najlepszym dla siebie okresie zarabiała nawet 100 tysięcy dolarów rocznie. Jej życie zostało jednak brutalnie przerwane - przez ojca, który pewnej lipcowej nocy 1988 roku wparował do jej pokoju. Judith została pozbawiona życia szybko i bezboleśnie, bo we śnie.
Ojciec Judith, Jozsef Barsi, był Węgrem, który w latach 50. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Niewiele było wiadomo na temat jego losów w ojczyźnie, bo drażliwy temat pochodzenia ucinał w momencie wspomnienia o dzieciństwie. To nie jedyna rzecz, której Barsi się wstydził. Źle reagował na wzmianki o jego węgierskim akcencie. Bardzo cenił sobie, przynajmniej w teorii, życie rodzinne.
Jeśli nie ma się życia rodzinnego, nie warto w ogóle żyć - miał powtarzać swoim przyjaciołom Jozsef.
Okazja, by taką rodzinę założyć, pojawiła się w przyjaznej emigrantom restauracji w Los Angeles. Choć Barsi do lokalu przychodził regularnie, to dopiero po pewnym czasie dostrzegł pracującą tam kelnerkę. Jozsef siadywał przy stoliku zupełnie sam i zamawiał drinka. Nigdy nie kończyło się na jednym. Wyróżniała go niesamowita hojność - zawsze za swoje zamówienia płacił banknotami studolarowymi i nie żądał reszty. Być może chciał zaimponować pracującej tam Marii. Udało się. Para w 1977 roku została małżeństwem, a już rok później na świecie pojawiła się ich pierwsza i jedyna córka - mała Judith.
Judith Barsi nie wyróżniała się szczególnie na tle innych dzieci - rozwijała się prawidłowo, miała w sobie mnóstwo uroku i dziecięcej niewinności i ciekawości świata. Jej kręcone włosy i duże oczy sprawiały, że przypominała anioła - tak też mówili o niej sąsiedzi. Jej matka, Maria, jak każdy rodzic, dostrzegała w swoim dziecku wyjątkowość i ogromny potencjał. Wierzyła, że dziewczynka jest stworzona do wielkich rzeczy, dlatego zapisała ją na zajęcia śpiewu i aktorstwa.
Być może na wizjach by się skończyło, gdyby nie pewna wycieczka na lodowisko. Zimą 1983 roku Judith została zauważona przez ekipę, która w okolicy kręciła reklamę. Jeden z pracowników zaproponował angaż przy kolejnym spocie. I tak się zaczęło.
Szczyt kariery
Judith dostała wtedy swoją pierwszą rolę, a jej kariera zaczęła rozwijać się w ekspresowym tempie. Wystąpiła w wielu programach - m.in. "Growing Pains", "Cheers", serialu "Remington Steele" oraz filmie "Fatal Vision", w którym gra dziecko zamordowane przez ojca. W Polsce do najbardziej znanych produkcji w udziałem Judith należą m.in. "Szczęki: Zemsta" czy "Pradawny ląd", za którą otrzymała nominację do Fennecus Award w kategorii Best Vocal Performance. Nie wspominając o roli w dubbingu w filmie "Wszystkie psy idą do nieba", który widzowie mogli oglądać na kasetach na przełomie lat 90. i 2000.
Judith była często angażowana także w reklamach, od których tak naprawdę wszystko się zaczęło. Wystąpiła łącznie w 72 spotach, m.in. McDonalds, Lay’s i Campbell Soup Company. Według jej agentki Ruth Hansen, jedną z przyczyn aktorskiego sukcesu kilkulatki był jej niski wzrost. Gdy miała dziesięć lat, wcielała się w role przeznaczone dla siedmio-, sześcio-, a nawet pięciolatek. Choć dla produkcji była to sytuacja idealna, to gorsza dla samej dziewczynki. Jej matka zdecydowała, że Judith zacznie przyjmować zastrzyki hormonalne.
Coraz trudniej utrzymać to w tajemnicy
Judith w ciągu pięciu lat nie miała miesiąca przerwy. Pracowała ciągle, ale wszystkie osoby, które miały z nią w tamtym czasie kontakt, wspominały, że dziewczynka to uwielbiała. Wydaje się jednak, że nauczyła się przyklejać uśmiech do ust, gdy wchodziła na plan. Raz się nie udało - gdy miała dziewięć lat, podczas jednego z castingów zaczęła zanosić się płaczem. Wtedy zainterweniowała menedżerka i zabrała ją do psychologa dziecięcego. Już po jednej wizycie okazało się, że mała Judith jest ofiarą przemocy. Choć wizyty młodej aktorki w gabinecie szybko się zakończyły, to zajmująca się nią psycholożka zdecydowała się powiadomić opiekę społeczną. Nie mogła wiele zrobić, ale liczyła, że pracownicy przyjrzą się sytuacji w domu Judith. Matka dziewczynki nie chciała jednak tego zainteresowania i powiedziała opiece, że za problemy córki jest odpowiedzialny jej mąż-agresor, Jozsef Barsi, od którego wkrótce zamierza odejść.
Zapewniała, że ma już gotowe lokum, do którego ucieknie z dziewięciolatką. Pracownik pomocy społecznej uwierzył w jej słowa i przestał interesować się losem Judith.
Czy matka Judith faktycznie myślała w tamtym momencie o odejściu od męża? Być może tak, choć nigdy się na ten krok nie zdecydowała. Wiadomo, że raz Maria Barsi złożyła zawiadomienie przeciwko mężowi, jednak policja nie znalazła żadnych widocznych obrażeń, a żona ostatecznie odmówiła wniesienia oskarżenia. Nie znaleziono oznak świadczących o przemocy fizycznej, bo jej nie było. Co więc dokładnie działo się w domu rodziny Barsi? Odkąd Judith skończyła pięć lat, ojciec zamieniał się w diabła. Pił i wyżywał się na swojej rodzinie. Słownie. Atakował zarówno matkę dziewczynki, jak i ją samą. Wielokrotnie wykrzykiwał im w twarz, że je zabije. Pewnej nocy przyszedł do Judith i powiedział, że jeśli zechce z matką od niego odejść, to znajdzie ją i poderżnie gardło.
W maju 1988 roku plan dotyczący wyprowadzki stawał się dla Judith i jej matki coraz bardziej realny. Znalazły już mieszkanie i czasem jeździły do niego w tajemnicy. Maria nie była jednak w stanie ostateczne zdecydować się na odejście od męża. Obiecywała bliskim, że w końcu to zrobi. W lipcu stwierdziła, że nie może zostawić willi dla niewielkiego mieszkania na przedmieściach. Jeszcze w tym samym miesiącu spełniły się obietnice jej męża, Jozsef, który pewnej nocy zakradł się do pokoju śpiącej córki i przyłożył jej lufę do skroni. I strzelił.
Cicha śmierć
Odgłos strzału obudził matkę dziewczynki, która przerażona wtargnęła do sypialni. Na miejscu zobaczyła zakrwawioną pościel, ściany i nieprzytomną córkę i rzuciła się na męża. Maria nie miała szans w tym starciu. Ona również została zastrzelona przez męża. Jozsef zostawił ciała i przez dwa dni udawał, jakby nic się nie stało. W końcu skontaktowała się z nim pracowniczka produkcji "Wszystkie psy idą do nieba", bo Judith nie stawiła się w studiu nagraniowym. Ojciec tłumaczył, że córka wyjechała i nie wie, co się z nią dzieje. Dokładnie 27 lipca sąsiadka usłyszała wybuch. Okazało się, że dom rodziny Barsi płonie. Na miejscu znaleziono zwłoki należące do Judith, jej matki i ojca.