Przez 22 lata bawiła widzów rolą Halinki w "Świecie według Kiepskich". Serial stał się przełomem w karierze Marzeny Kipiel-Sztuki. Sprawił, że stała się rozpoznawalna, ale za rolą nie poszły kolejne atrakcyjne propozycje. Jednak jak przekonywała wielokrotnie, wcale nie przeszkadzało jej, że była aktorką jednej roli. W jej życiu nie brakowało natomiast innych, znacznie poważniejszych problemów. Rozwód, śmierć partnerów - wszystko to pani Marzena przypłaciła depresją. Głośno było także o problemach finansowych aktorki i jej domniemanym bankructwie. Pisano, że Marzena Kipiel-Sztuka nie ma co jeść w święta, że ostatnie pieniądze wydała na karmę dla psa, zorganizowano nawet zbiórkę na jej potrzeby. Ale czy naprawdę było aż tak źle? W udzielonym niedawno wywiadzie aktorka rozprawiła się z wieloma plotkami na swój temat.
Urodzona 19 października 1965 roku w Legnicy Marzena Kipiel od dziecka zapowiadała się na artystkę. Jej rodzice nie mieli wątpliwości, że ich córka jest wyjątkowa.
Przez całe dzieciństwo byłam dwujęzyczna, bo mieszkałam w sąsiedztwie Gruzinów, Kazachów, Ukraińców, Litwinów. Nauczyłam się tańczyć kazaczoka i gdy tylko mama zabierała mnie do kawiarni, swoje musiałam odtańczyć. Mama była pewna, że zostanę artystką - wspominała aktorka w jednym z wywiadów.
Ale choć miała niezaprzeczalny talent, ojciec pani Marzeny pragnął, aby córka zdobyła solidny zawód. Dlatego zdecydował, że pójdzie do technikum budowlanego, a kiedy skończy szkołę, nie będzie już stawał na drodze jej aktorskiej karierze. Jak jednak często bywa, wybrana z przymusu szkoła nie szła młodej dziewczynie dobrze. Udało jej się ją jednak skończyć, po trosze dzięki szczęściu, a częściowo sprytowi.
Miałam układ z kolegami: oni wyciągali mnie z kłopotów konstrukcyjnych, za co rewanżowałam się gadaniem o literaturze, teatrze i takich tam. Pamiętam, że gdy broniłam pracy dyplomowej, inżynierowie, którzy siedzieli w komisji, ze wstydu chowali głowę w ręce. Ledwo dukałam odpowiedzi, a musiałam zaliczyć ten egzamin, żeby dopuszczono mnie do matury. W końcu usłyszałam pytanie: "Ale budować domów nie będziesz?". Obiecałam, że nie i dzięki temu zdałam. Słowa dotrzymałam, bo do dzisiaj żadna chałupa się przeze mnie nie zawaliła - wyznała Michałowi Misiorkowi Marzena Kipiel-Sztuka w wywiadzie dla portalu onet.pl
Marzenę Kipiel-Sztukę z pewnością można nazwać kobietą, która nie boi się żadnej pracy. Niestraszne jej także nigdy były wyzwania. Kiedy okazało się, że praca - najpierw suflerki w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, następnie na scenie teatru Dramatycznego w Legnicy - nie wystarczy na utrzymanie, nie wahała się szukać zarobku gdzie indziej. Nawet jeśli oznaczało to wyjazd daleko od domu. Tak właśnie stało się, kiedy pani Marzenie zaproponowano wyprawę do dalekiego Omanu. Aktorka śpiewała tam w obcym języku w jednym z hoteli i nawet dostała propozycję, aby w dalekim kraju zostać. W Marzenie Kipiel-Sztuce zakochał się wpływowy dyrektor sieci banków, ale ona w Polsce zostawiła ukochanego, do którego chciała wrócić.
Ukochany wkrótce stał się pierwszym mężem Marzeny Kipiel. To właśnie po nim - producencie filmowym Konradzie Sztuce aktorka ma nazwisko, którym do dziś się posługuje. Niestety małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Rozpadło się po dekadzie, jak przyznaje pani Marzena, z winy jej pracoholizmu. Tak bardzo kochała teatr i występowanie na scenie, że dla męża zostawało zbyt mało czasu i energii.
Konrad jest zbyt fajnym facetem, by żyć w związku bez miłości. Wystąpiłam o rozwód - zdradziła aktorka w wywiadzie dla Interii. W 2015 roku w wieku 50 lat reżyser zmarł na nowotwór.
Teatr był dla pani Marzeny niezwykle ważny, ale zarobki w nim wciąż były kiepskie. A kiedy w Legnicy zmieniła się dyrekcja, aktorkę po prostu zwolniono. Dlatego znów postanowiła wyjechać - tym razem do Niemiec. Zajmowała się tam sprzątaniem, czego, co ważne, nie uważała za żadną ujmę. Zresztą, jak wyznała pani Marzena w wywiadzie dla Onetu, taka praca nie była wcale dla niej nowością.
Już wcześniej pracowałam jako sprzątaczka w Legnicy. Gdy zmieniła się struktura w naszym teatrze, graliśmy tak mało, że nie dało się za to przeżyć. Więc zatrudniłam się na umowę zlecenie w prywatnej firmie zajmującej się czyszczeniem klatek schodowych. Wchodziłam do piwnicy, przebierałam się w robocze ciuchy i zasuwałam. Potem czyściłam się z sadzy, zakładałam normalne ubrania i pędziłam do teatru - wspominała aktorka.
Z Niemiec Marzena Kipiel-Sztuka wróciła, kiedy kolega- reżyser, którego wraz z nią zwolniono z teatru, powiedział, że w obliczu kolejnej zmiany dyrekcji teraz on będzie zarządzał placówką. Aktorka znów występowała na scenie w Legnicy, a dodatkowo chodziła na castingi do filmów i seriali. Jeden z nich miał zmienić jej życie.
Kiedy Marzena Kipiel-Sztuka zgłosiła się na casting do nowego serialu, wypadła świetnie. Mimo to podziękowano jej, ponieważ uznano, że jest zbyt mało znana, a produkcja potrzebuje mocnych nazwisk. Po pewnym czasie telefon znów jednak zadzwonił. I okazało się, że to właśnie ona zagra Halinkę Kiepską. W dodatku u boku nie byle kogo, bo Andrzeja Grabowskiego, który wśród aktorów teatralnych uchodził za prawdziwą gwiazdę. W roli żony Ferdka i matki Mariolki i Waldusia pani Marzena przez ponad dwadzieścia lat bawiła Polaków. I choć zarzucano jej, że jest aktorką jednej roli, ona w przeciwieństwie do wielu kolegów i koleżanek po fachu nic sobie nie robiła z tego, że została zaszufladkowana jako Halinka.
Czasem ludzie myślą, że obrażają mnie, mówiąc, że jestem gwiazdą jednego serialu, wydaje im się, że to obelga. Bardzo się mylą. Nie reaguję na takie zaczepki - "Świat według Kiepskich" to dwadzieścia dwa lata mojego życia, znajomość z wielkimi ludźmi teatru i filmu, przyjaźń z całą ekipą, która przyczyniła się do tego fenomenu. Fajnie jest być Kiepską, niekiepską - przekonywała Marzena Kipiel Sztuka w wywiadzie dla Onetu.
Jedną z osób, które pani Marzena poznała na planie serialu, był operator filmowy Mariusz Piesiewicz, który po pewnym czasie został jej partnerem. Ich związek rozpadł się kilka miesięcy przed śmiercią mężczyzny. Mariusz Piesiewicz podczas pracy na planie w 2005 roku dostał nagłego wylewu, w wyniku którego zmarł, mając zaledwie 44 lata.
Pani Marzena dwa lata później ponownie stanęła na ślubnym kobiercu. Jej wybrankiem został Przemysław Buksakowski - rehabilitant, poznany podczas pobytu w sanatorium. Dla tej miłości aktorka zdecydowała się na przeprowadzkę do Kołobrzegu. Niestety i tym razem związek brutalnie przerwała śmierć. Pewnego dnia mężczyzna stracił przytomność na ulicy nieopodal domu.
Pechowy styczeń. Pani Marzena szła beztrosko na spacer z psem. Komórka rozładowana, głowa pełna myśli, na karetkę i samochody policyjne koło domu nie zwróciła nawet uwagi. (...) Na chodniku pod blokiem leżał on, jej mąż Przemek. I umierał. Niewydolność krążenia naczyniowego. Miał astmę… - pisał wówczas tygodnik "Rewia".
Śmierć męża była dla Marzeny Kipiel-Sztuki ciosem, który położy się cieniem na jej zdrowiu. Aktora zaczęła cierpieć na depresję, pojawiły się u niej też problemy z alkoholem. W 2007 roku pisano o incydencie, kiedy nie wpuszczono jej na pokład samolotu, ponieważ była pod wpływem. Później jednak zaczęło się wydawać, że aktorka wychodzi na prostą. Niestety, następnie nadeszła pandemia, która bardzo brutalnie obeszła się z ludźmi związanymi ze światem kultury.
W 2021 roku Marzena Kipiel-Sztuka udzieliła wywiadu, który wywołał prawdziwą lawinę konsekwencji. Aktorka powiedziała w nim: "Opłaciłam czynsz, prąd i gaz tylko do końca miesiąca. Kupiłam też więcej karmy niż zwykle dla mojego psa Gienka. To wszystko wskazuje na to, że w grudniu nie będę miała już z czego żyć". Ta wyrwana z kontekstu wypowiedź zaczęła żyć własnym życiem. Ktoś założył dla pani Marzeny zbiórkę, jej słowa zostały zinterpretowane jako wołanie o pomoc, pisano, że jest bankrutem i nie ma środków do życia, a w święta będzie głodować. W wywiadzie udzielonym we wrześniu portalowi onet.pl aktorka wyjaśniła ówczesną sytuację:
Powiedziałam w wywiadzie, że przez lata odkładałam pieniądze na konto oszczędnościowe i w pandemii, gdy nie miałam możliwości, by pracować, musiałam po nie sięgnąć. Ale nie zrobiłam tego, żeby się poskarżyć i wzbudzić litość. Zaraz potem dodałam, że zastanawiam się, jak radzą sobie w tej sytuacji osoby, które nie mogły sobie na to pozwolić - tłumaczyła.
I dodała, że gdyby nie miała co jeść, pomocy szukałaby u przyjaciół, a nie w mediach i u obcych ludzi. "Nigdy nie powiedziałam, że nie mam za co żyć i nikogo nie prosiłam, żeby organizował zbiórkę pieniędzy dla mnie. Za te oszczerstwa powinnam podać do sądu tych, którzy o tym napisali, ale nie będę zniżać się do tego poziomu dyskusji (..) Było mi przykro. Ludzie rzucają słowa w świat i nie zdają sobie sprawy z ich mocy. Apeluję więc do wszystkich: jeśli coś wam się nie podoba, odwróćcie głowę i idźcie w przeciwnym kierunku. Nie oceniajcie, bo nikt was do tego nie uprawnił. Nie krzywdźcie bezmyślnie innych" - apelowała aktorka.
Marzena Kipiel-Sztuka otwarcie mówi też o swojej depresji. Choroba nigdy nie była dla niej tematem tabu, podkreśliła też, że warto mówić o swoich problemach. Aktora jest w trakcie przygotowywania autobiografii, nad którą pracę zaczęła w czasie lockdownu. Ponoć odłożyła póki co plan na bok, ale zamierza wrócić do pracy. Fani Marzeny Kipiel-Sztuki z pewnością niecierpliwie czekają na publikację.