Bartosz Bereszyński to pierwszy piłkarz polski piłkarz, który uzyskał pozytywny wynik na obecność koronawirusa. Gwiazdor włoskiego klubu Sampdoria Genua zachowywał wszelkie środki ostrożności, jednak to nie wystarczyło. Jego ukochana właśnie opublikowała w sieci post, w którym wyjaśniła, jak najprawdopodobniej doszło do zakażenia.
Jakiś czas temu na instagramowym profilu polskiego piłkarza pojawiła się smutna wiadomość. Bartosz wyznał, że jest nosicielem koronawirusa.
Niestety uzyskałem pozytywny wynik testu na COVID-19. Czuję się dobrze. Pomimo zachowania odpowiednich środków ostrożności w ostatnim czasie, nie udało mi się uniknąć zakażenia wirusem. Dlatego proszę, abyście byli odpowiedzialni i w miarę możliwości pozostali w domu - zaapelował na Instagramie.
Teraz głos zabrała jego partnerka, Maja Mocydlarz. Kobieta zdradziła, że razem z ukochanym, z którym mieszka we Włoszech, zachowywali wszelkie środki ostrożności.
My od początku lutego odkażaliśmy ręce, stół w restauracji, zmienialiśmy ubrania po powrocie do domu, myślimy ręce non stop. W końcu unikaliśmy tłumów, wyjścia ograniczyliśmy do szybkiego spaceru lub kawy. Finalnie ostatnich dziewięć dni spędziliśmy całkowicie w domu, bez wychodzenia - zaczęła.
Niestety praca zmusiła Bereszyńskiego do wyjścia na zewnątrz i spotkań z kolegami z klubu.
Bartek udawał się do klubu, trenując codziennie, grając mecz i widując się z osobami z drużyny. To wystarczyło do zakażenia. Dlatego wszystko zostało zamknięte i to jedyna droga do polepszenia sytuacji.Przez długi okres inkubacji wiele osób nie wiedziało, że go w sobie ma. Do teraz tysiące osób tego nie wie i być może się nie dowie, ponieważ wiek i stan zdrowia odgrywa tu chyba ogromną rolę - tłumaczy - dodała Mocydlarz.
Miejmy nadzieję, że Maja i 2,5-letni syn Leo są zdrowi. A dla Was drodzy czytelnicy rada, jeśli nie musicie, nie wychodźcie na zewnątrz.
CW