Kamil Glik należy do grona znanych polskich piłkarzy. Obecnie gra na pozycji obrońcy w Cracovii. Wraz z rozwojem jego kariery piłkarskiej, ukochana sportowca dołączyła do prestiżowego grona polskich WAGs. Marta Glik od początku wspiera partnera na zawodowej ścieżce, choć w młodości nie przypuszczała takiego scenariusza.
Obecni małżonkowie pochodzą z Jastrzębia-Zdroju. Razem dorastali - uczęszczali do tych samych szkół i żyli na jednej ulicy. Dawniej bardzo im to przeszkadzało. "Na początku w szkole się nie lubiliśmy. Mało tego, mogę powiedzieć, że się nienawidziliśmy. Kamil mi dokuczał, a ja nie pozostawałam mu dłużna" - wyznała Marta Glik w "Kamil Glik. Liczy się charakter". "To nie było tak, że byliśmy nierozłączni. W pewnym momencie musiałam nawet… na rok zmienić klasę, bo tak bardzo Kamil dawał mi w kość. Przedrzeźniał mnie, obrażał, wiecie - takie końskie zaloty, jak to u dzieci" - przekazała Marta prawie dziesięć lat temu w rozmowie z weszlo.com.
W gimnazjum Marta przyszła z pomocą do Glika, który nie radził sobie z lekcjami. Zaczęli spędzać więcej czasu i odwiedzali dyskoteki. Kamil Glik na początku pałał większą sympatią do obecnej szwagierki... W trzeciej klasie jednak zaczął chodzić z Martą Glik. - Nie byłem najgrzeczniejszym chłopakiem, a Marta nie była najpiękniejszą dziewczyną w szkole. Padały wyzwiska. I to dość mocne. Nasze mamy często widywały się w gabinecie dyrektora. I tak do pierwszej klasy gimnazjum. Spotkaliśmy się większą grupą na ławkach, coś popijaliśmy, w końcu, zamiast się kłócić, wpadliśmy sobie w oko. Na początku podobała mi się siostra Marty. Chodziłem do niej, ale w końcu wybrałem Martę - ujawnił Glik dla "W kadrze".
Zakochani stworzyli szczęśliwą rodzinę. Doczekali się Victorii i Valentiny. Marta Glik zajęła się domem, kiedy mąż rozwijał karierę za granicą i w Polsce. Czasami zabierała małe dziecko ze sobą na mecze. "Jak Vicky była malutka, ja z nią wszędzie latałam, jeździłam po tych wszystkich stadionach. Z dzieckiem pod pachą i jeszcze z naszym psem. Ludzie czasem na mnie patrzyli, jak na wariatkę" - przekazała Marta Glik. Co ciekawe, nie podoba jej się określenie WAGs. "Utarło się jakieś wyobrażenie o dziewczynach czy żonach piłkarzy, bo na całym świecie jest kilka takich, które robią opinię całej reszcie. My robimy swoje. Poznałam większość kobiet kadrowiczów, gdy drzwi do reprezentacji otworzył nam Adam Nawałka [...]. Selekcjoner spojrzał na nas jak na drugie połowy, a nie WAGs. Dostrzegł, że nie jesteśmy tymi, co leżą, pachną i ciągną kasę. Wiedział, że nie będziemy przeszkadzały, tylko pomożemy i będziemy miały na chłopaków dobry wpływ [...]" - podsumowała dla serwisu sport.pl w 2021 roku.