• Link został skopiowany

Dał ślub 14-latkowi, nie zgłaszał urodzonych dzieci i zakazywał szkoły. Syn guru z polskiej sekty uciekł do domu dziecka

Bogdan Kacmajor uchodził za cudotwórcę mogącego uleczyć każdą chorobę. Sam także głęboko w to wierzył, a jego zapędy nie skończyły się wyłącznie na uzdrawianiu.
Sekta Niebo
Agencja Gazeta

Gigantyczna popularność Bogdana Kacmajora rozpoczęła się w latach 80., gdy w Polsce coraz większym zainteresowaniem cieszyli się wykorzystujący niekonwencjonalne metody uzdrowiciele. Kacmajor był przekonany, że jest wysłannikiem Boga, a dotyk jego rąk ma leczniczą moc. Pacjentów zaczął przyjmować w rodzinnym Kruszewie położonym niedaleko Elbląga. Wieści o jego działalności rozprzestrzeniły się błyskawicznie, zwłaszcza że do Kacmajora mogły zgłaszać się też osoby bardzo ciężko chore, którym medycyna nie była już w stanie pomóc. Zdesperowani pacjenci byli gotowi płacić spore kwoty za spotkanie z uzdrowicielem. Nic więc dziwnego, że Kacmajor dość szybko dorobił się ogromnego majątku.

Zobacz wideo Najgłośniejsze zaginięcia w Polsce

Nie i Bo

Po rozwodzie z żoną na początku lat 90. Kacmajor podjął decyzję o wyprowadzce z rodzinnych stron i przeniesieniu w miejsce, z którego pochodziła największa część odwiedzających go pacjentów. Tak trafił na Lubelszczyznę, a w miejscowości Majdan Kozłowiecki postanowił kupić ziemię. Duży, biały dom stanął tu bardzo szybko. W zbudowaniu mieli pomóc mu sąsiedzi, a sfinansowaniu - wdzięczni pacjenci. Tych zresztą Kacmajor cały czas miał na pęczki, a dziennie był w stanie przyjąć nawet kilkaset osób. Swoją działalność zarejestrował początkowo w 1991 roku jako spółkę cywilną Leczenie Ludzi przez Nakładanie Rąk, która rok później zaczęła działać pod nazwą Leczenie Duchem Bożym w Imieniu Jezusa Chrystusa przez Nakładanie Rąk.

400-metrowy dom w Majdanie Kozłowieckim szybko przestał być wyłącznie miejscem uzdrawiania przyjezdnych pacjentów, stając się siedzibą spotkań Zboru Chrześcijańskiego Leczenia Duchem Bożym. Kacmajor stanął na jego czele, zaczął tytułować się jako "Nie", a nową wybrankę nazwał "Bo". Ich imiona składały się na nazwę sekty nazywanej Niebo. Nie tylko założyciel i jego żona nosili zresztą osobliwe imiona. Kacmajor nowe przydomki nadawał także innym członkom kultu, a w Majdanie Kozłowieckim zamieszkiwali m.in. "I Śrubokręt nie pomoże", "Płonąca Sałatka", "Buch" czy "Anioł Rowerowy". Jednym z wymogów Nieba świadczącym o przyjęciu nowej tożsamości była także konieczność spalenia dowodu osobistego.

Sekta Niebo
Sekta Niebo Fot. Wojtek Jargiło / Agencja Wyborcza.pl

"Przeklinam dzień, w którym spotkałem Kacmajora"

W czasach największej popularności Nieba w siedzibie sekty mieszkało 60 osób. Jednym z nich był Sebastian Keller, który pięcioletni pobyt w kulcie Kacmajora opisał w książce. Jak wspominał, był zafascynowany uzdrowicielem i liczył, że guru pomoże mu zwalczyć uciążliwy przewlekły ból. Z relacji Kellera wynika, że po pewnym czasie dolegliwości rzeczywiście ustąpiły. Nie do zniesienia stały się jednak zasady wprowadzone przez Kacmajora w zarządzanej przez niego komunie.

Przeklinam dzień, w którym spotkałem Kacmajora - mówił po latach Keller.

"Nie" zaczął wymagać od mieszkańców domu w Majdanie Kozłowieckim bezwzględnego posłuszeństwa, a reguły ustalał, interpretując Biblię. Członkowie Nieba żyli w izolacji od bliskich, zrywali kontakty z rodzinami i sprzedawali majątek. Kacmajor nadał sobie prawo do udzielania ślubów, a w parę połączył m.in. 14-latka z 25-letnią kobietą. W komunie na świat przychodziły dzieci, którym nie wolno było chodzić do szkoły, a ich edukacją zajmował się sam guru - on sam doczekał się ich w sumie siedmioro. Negowane było zresztą nie tylko publiczne szkolnictwo. "Niebianie" mieli zakaz korzystania ze szpitali, dzieci nie były szczepione ani nawet rejestrowane w Urzędzie Stanu Cywilnego. Kacmajor miał wręcz zabronić jednemu z członków sekty jeżdżenia na dializy. W sekcie panował terror, a nieposłuszeństwo wobec "Nie" było surowo karane.

To dla Nieba porzuciłem szkołę teatralną, opuściłem dom rodzinny, poświęciłem własne plany i marzenia. Chciałem się w tej grupie realizować, być apostołem Jezusa Chrystusa, a kończę jak żebrak z reklamówką w ręku, wygnany i poniżony - podsumowuje Keller.
Sekta Niebo
Sekta Niebo Fot. Wojtek Jargiło / Agencja Wyborcza.pl

Kradzież w imię Boga

Problemy z zaopatrzeniem Kacmajor rozwiązywał w prosty sposób - kradnąc. Nie widział w tym problemu, uważając, że członkowie sekty zabierają to, co im się należy. "Przychodziła jesień i wszystko ginęło z ogrodów: ziemniaki i tym podobne" - mówił jeden z mieszkańców Majdanu Kozłowieckiego. Wyznawcy kultu parokrotnie trafiali do aresztu, a za kradzież drewna siedzieć poszli wszyscy mężczyźni z Nieba. Wyrok usłyszał także Kacmajor, którego zresztą za żadną inną działalność związaną z sektą nie skazano. Kradzieże nie były natomiast jedynym problemem, z jakim borykali się mieszkańcy mający "Niebian" za sąsiadów.

Szliśmy przez wieś w procesji, a oni urządzili sobie teatrzyk. Zrobili z worków barykady, pooblewali się farbą, która wyglądała jak krew, przebiegali z jednej strony drogi na drugą i udawali, że rzucają w nas granaty i strzelają, jak dzieci - relacjonował jeden z mieszkańców.

Po ponad dziesięciu latach urzędowania w Majdanie Kozłowieckim Kacmajor zadecydował o przeniesieniu siedziby sekty na Podhale do miejscowości Stare Bystre. Dokładna przyczyna tej decyzji nie jest znana, jednak miały przyczynić się do niej między innymi właśnie zatargi z sąsiadami. Niewykluczone, że Kacmajor chciał uciec także przed wymiarem sprawiedliwości, bo lubelską policję zainteresował fakt, iż mieszkające na terenie sekty dzieci nie chodzą do szkoły. Z czasem Niebo zaczęli opuszczać kolejni wyznawcy, aż przy Kacmajorze została jedynie garstka osób, głównie jego rodzina.

"Proszę o umieszczenie mnie w domu dziecka"

Niebo zakończyło działalność w 2002 roku. 14-letni syn Kacmajora uciekł z sekty po awanturze, wskutek której ojciec wyrzucił z domu jego i jego matkę. Na piechotę doszli do Nowego Targu, gdzie chłopak, głodny, zmarznięty i bez grosza przy duszy rozstał się z matką i pojechał do Krakowa. Ucieczkę planował już kilka lat wcześniej, bo nie zgadzał się z poglądami ojca i notorycznymi karami. Bardzo chciał też pójść do szkoły. Po interwencji służb na dzieci mieszkające w Niebie nałożono nakaz wypełniania obowiązku szkolnego, jednak przestały pojawiać się na lekcjach wraz z wyprowadzką na Podhale. 14-latek ukończył jedynie pierwszą klasę podstawówki.

Na piechotę dotarliśmy do Nowego Targu. Tam na dworcu pożegnałem się z mamą. Gdzie ona przebywa, nie mam pojęcia. Ja przyjechałem do Krakowa i poszedłem wprost na komisariat, prosząc o pomoc i umieszczenie mnie w jakimś domu dziecka. Byłem głodny, bez pieniędzy, ale wiedziałem, że do ojca nie chcę wracać - opowiadał syn Kacmajora.
Bogdan Kacmajor
Bogdan Kacmajor Fot. Wojtek Jargiło / Agencja Wyborcza.pl

Do domów dziecka trafiła także część pozostałych dzieci przywódcy sekty, które zostały mu odebrane. Wynajmowaną przez Niebo posiadłość na Podhalu kilkakrotnie odwiedzała policja. Po kolejnej wizycie pozostali członkowie wsiedli do busa i odjechali. Nie wiadomo jednak dokąd, a o samym Kacmajorze słuch zaginął na długie lata. W 2016 roku przekazał Kurierowi Lubelskiemu, że wyprowadził się z Polski, zajmuje się malarstwem i tworzeniem kolaży. Z relacji Kellera wynika natomiast, że spora część byłych członków Nieba za dołączenie do sekty zapłaciła ogromną cenę. Jeden z wyznawców trafił do ośrodka psychiatrycznego. Kilku odebrało sobie życie.

Źródła wykorzystane w tekście: weekend.gazeta.pl,plus.kurierlubelski.pl, dziennikpolski24.pl.

Potrzebujesz pomocy?

Jeśli przeżywasz trudności i myślisz o odebraniu sobie życia lub chcesz pomóc osobie zagrożonej samobójstwem, pamiętaj, że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych: Centrum Wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym: 800-70-2222, Telefon zaufania dla Dzieci i Młodzieży: 116 111, Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych: 116 123. Pod tym linkiem znajdziesz więcej informacji, jak pomóc sobie lub innym, oraz kontakty do organizacji pomagających osobom w kryzysie i ich bliskim. Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.

Więcej o: