Okazuje się, że Bartłomiej Topa w "Pytaniu na śniadanie" wcale nie udawał pijanego. Jego dziwne zachowanie, które wywołało konsternację wśród prowadzących i widzów oraz lawinę komentarzy, było częścią akcji społecznej zorganizowanej na rzecz Fundacji Synapsis, działającej na rzecz dzieci dotkniętych autyzmem.
Pierwsze skojarzenie było takie, że aktor po prostu jest pijany lub jest pod wpływem narkotyków. Okazało się jednak, że było to działanie zamierzone, miało na celu udowodnić nam, że często zbyt pochopnie wyciągamy wnioski, krzywdząc w ten sposób osoby, które zachowują się inaczej, niekoniecznie z własnej winy.
Zaraz po programie dostałem dziesiątki maili i telefonów od ludzi, którzy zaniepokoili się moim stanem zdrowia, ale byli też tacy, którzy myśleli, że jestem pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Nie byłem. To była najtrudniejsza rola w życiu - powiedział Topa w sobotnim "Pytaniu na śniadanie".
Odegrał ją świetnie. Mądra lekcja. Jesteśmy pod wrażeniem.