Od czasów pojawienia się braci Mroczek w "M jak miłość" w Polsce zapanowała era "gwiazd serialowych". Na tej fali wypłynęła m.in. Kasia Cichopek , która, jak wiemy, nieźle wyszła na tym finansowo. Edyta Herbuś też wpisuje się w ten dość często krytykowany trend.
W najnowszym numerze "Gali" została zapytana, jak to się dzieje, że ludzie kończący szkoły aktorskie są pokonywani w przedbiegach przez amatorów takich jak ona.
- Dziś wszystkim rządzi niewidoczna ręka ekonomii. To właśnie plan zamienia się w szkołę filmową. Pytanie jednak powinno być postawione inaczej: dlaczego w tak licznych szeregach wyedukowanych artystów aktorów nie ma na tyle dużo osobowości medialnych, aby trzeba było posiłkować się specjalistami z innej branży - mówi magazynowi.
Edyta Herbuś dodaje również, że może to wynikać z zachodnich wzorców, gdzie rynek mediów jest otwarty na "migracje w ramach tzw. show-biznesu". Może coś w tym jest.
Pytanie tylko, czy mamy do tego przywyknąć, czy sprzeciwiać się temu? Na szczęście na Edytę nie reaguje się jeszcze tak alergicznie jak na Mroczków, ale oni coraz bardziej odchodzą w zapomnienie.
Edyta Herbuś zarabia na mordowaniu stonki